Dariusz Rohnka, Fatalna Fikcja Zobacz większe

Dariusz Rohnka, Fatalna Fikcja

Nowy produkt

36,00 zł brutto

Dodaj do listy życzeń

Recenzje

Fragment książki

Jerzy Chodorowski
Bez kropki nad "i"
Fragment broszury zatytułowanej Kto kogo prowadzi? Szkice o zjednoczonej Europie 
i globalizmie. Wydawnictwo WERS, Poznań 2003. Pierwodruk: Nowy Przegląd Wszechpolski, nr 11-12, 2001.

Coraz częściej w Polsce, w innych państwach byłego bloku sowieckiego, a nawet na Zachodzie pojawiają się opinie kwestionujące realność przemian związanych z rzekomym upadkiem komunizmu oraz przebudową ustroju politycznego i gospodarczego krajów "realnego socjalizmu". W Polsce fikcyjność czy fasadowość tych zmian wyrażana jest popularnie w określaniu III Rzeczypospolitej jako "PRL-bis", jako państwa, które zmieniło tylko swoje oblicze, ale pozostały w nim nietknięte najistotniejsze elementy dawnego ustroju. Jest to oczywiście określenie dalekie od precyzji, ale mimo to świadczy o poszukiwaniu przez ludzi jakiegoś klucza do zrozumienia otaczającego ich świata, ich środowiska społecznego; przez ludzi, którzy chcą mieć na co dzień jakąś swoją małą historiozofię, wyjaśniającą im, jaki jest właściwy sens rozgrywających się wokół nich wydarzeń, czemu i komu mają one tak naprawdę służyć.

Literatura na ten temat jest z natury rzeczy bardzo skąpa. Stąd pojawienie się jakiejś nowej pozycji książkowej z tego zakresu musi być odnotowane jako wydarzenie godne uwagi. Nie będzie więc przesady w uznaniu za takie publikacji Dariusza Rohnki pt. Fatalna fikcjaNowe oblicze bolszewizmu - stary wzór. Nawet ten czytelnik, który nie zgodzi się z koncepcją autora, będzie musiał przyznać, że z książki tej można się nie tylko wiele dowiedzieć, ale i wiele nauczyć.
Autor, który dał się poznać jako znawca twórczości Józefa Mackiewicza (A ja przeciwnie... Szkice o Józefie Mackiewiczu, Londyn 1997), zaczerpnął tytuł swej książki z początkowych słów wypowiedzi pisarza w Zwycięstwie prowokacji: Fatalna fikcja rozpanoszona u nas, przeżera już nie tylko obyczaje, ale psychikę narodu. Wierzymy i widzimy to tylko, co widzieć chcemy, a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością... Podtytuł natomiast w kapitalnym skrócie rekapituluje rozwiązanie problemu "realności przemian": dawny wzór bolszewizmu pozostał - otrzymał tylko nową twarz.
Główna teza książki głosi, że Upadek Związku Sowieckiego jest mitem spreparowanym na użytek długofalowej strategii. W dzisiejszej Federacji Rosyjskiej, podobnie jak w krajach satelickich, tworzących Wspólnotę Niepodległych Państw, nic nie zagraża starym strukturom władzy. Poza zmianą szyldów, retoryki politycznej wypowiedzi, składanych deklaracji, nic nie uległo zmianie. Partyjne struktury władzy pozostały nietknięte, to samo dotyczy kagebowskiej służby bezpieczeństwa, nic więc dziwnego, że nietknięty pozostał także kompleks militarno - przemysłowy(s.154). Jest to tylko fragment starej i dalekosiężnej strategii, mającej przekonać Zachód, że socjalizm jest reformowalny, że nabiera "ludzkiego oblicza" a jednocześnie pozyskiwać wpływowe sfery wolnego świata, aby otworzyć komunizmowi drogę do pokojowego opanowania całego globu ziemskiego.
D. Rohnka stawia tę tezę na podstawie dowodów i opinii trzech ekspertów: Józefa Mackiewicza, A. Golicyna i Władimira Bukowskiego. Za najbardziej wiarygodnego uznałbym (autor prawdopodobnie nie zgodziłby się ze mną) Golicyna. Wysoki rangą oficer KGB opuścił w 1961 r. ZSRR i otrzymał azyl polityczny w USA. Przedtem przez kilka lat był przy narodzinach strategii, która miała doprowadzić do największej w dziejach prowokacji. Był w centrum wydarzeń, w pobliżu głównych planistów. Słyszał ich słowa, czytał dyrektywy, znał ich najtajniejsze plany. Stąd jego relacje miały dużą wartość. Niestety, Golicyn nigdy nie zdobył pełnego zaufania amerykańskiej CIA. W 1974 r. przestał być jej doradcą, ale nadal wysyłał do niej swe memoranda, a w 1984 i 1995 r. wydał dwie książki (o nowych kłamstwach w miejsce starych - New Lies for Old, oraz o oszukańczej pierestrojce - Perestroika Deception), w których przedstawił całą swą teorię na temat długofalowej strategii komunizmu. Jak się okazało w 1994 r., w swej pierwszej książce, z 1984 r., sformułował 194 prognozy, z których 139 (72%) było trafnych (w tym także prognozy na temat Gorbaczowskiej pierestrojki).
Drugi ekspert, Józef Mackiewicz, oparł swoją teorię strategii komunistycznej na innych fundamentach niż Golicyn. Polegał wyłącznie na własnych obserwacjach, intuicji i żelaznej logice. Wydawałoby się więc, że jego rewelacje nie powinny mieć nic wspólnego z tezami Golicyna, opublikowanymi w 1984 r., na kilka miesięcy przed śmiercią Mackiewicza. Tymczasem otrzymujemy obraz w istotnych częściach zgodny z obrazem Golicyna, tylko że daleko szerszy i nakreślony o wiele wcześniej, bo już w jego Zwycięstwie prowokacji z 1962 r. Międzynarodowy komunizm - pisze Mackiewicz - wychodzi z założenia bardzo prostego rachunku: Po co narażać się na ryzyko wojny (zguba), gdy można bez wojny, niejako gołymi rękami opanować świat. [...] Infiltracja, indoktrynacja, dezinformacja, opanowanie [...] wszelkiego rodzaju lewicowców, progresistów, pacyfistów etc., etc. przez wpływy komunistyczne są nam wszystkim bardzo dobrze znane (s.38). Zarówno Mackiewicz, jak i Golicyn uważali, że liberalizacja gospodarcza i polityczna czasów Nowej Polityki Ekonomicznej (NEP-u, lata dwudzieste XX w.) miała pomóc w podniesieniu z ruiny młodego państwa sowieckiego, a także pozyskać dla niego przychylność mocarstw zachodnich i uznanie polityczne. Środkiem do tego celu była starannie budowana i rozpowszechniana dezinformacja o ewolucji państwa komunistycznego, o upadku ducha rewolucyjnego u starych działaczy i uznaniu rewolucji światowej za mrzonki. Starano się wywołać wrażenie, że państwo sowieckie liberalizuje się, cywilizuje się, staje się powoli normalnym państwem kapitalistycznym.
Mimo to obaj eksperci różnili się w jednym bardzo ważnym punkcie. Mackiewicz uważał, że między Leninem lat dwudziestych XX w. a Chruszczowem przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych istnieje przestrzeń, w której dadzą się udokumentować kolejne, cyklicznie powtarzane prowokacje, będące etapem strategii bolszewickiej. Natomiast dla Golicyna, poza kilkoma większymi akcjami dezinformacji za czasów Stalina, w okresie tym nie było nic godnego uwagi. Poza tym pustka, czarna dziura - pisze autor. Nawet nie zauważył i nie wymienił "polskiego października". Mackiewicz zaś był zdania, że zmiany przeprowadzone w Polsce w październiku 1956 r. przez Gomułkę były ogromnie ważnym etapem strategii komunistycznej: za ich pomocą doprowadził on do genialnej prawie mistyfikacji, osiągając taki stopień solidarności szerokich warstw z partią, jakiego nie osiągnął przed nim żaden chyba przywódca komunistyczny. PRL stała się oknem wystawowym "dobrego socjalizmu", mistyfikacją jego ewolucji ku ustrojowi "z ludzką twarzą".
Trzeci ekspert, W. Bukowski, pojawia się w książce jakby w cieniu. Autor wprawdzie wyraża się z uznaniem o jego kilkunastoletniej działalności opozycyjnej, o demaskowaniu po jego wyjeździe ze Związku Sowieckiego nie tylko zbrodni systemu sowieckiego, ale także zgubnej polityki Zachodu wobec zagrożenia komunistycznego, podziwia go za bezbłędną ocenę projektów reformatorskich Gorbaczowa, które przezywał "chytrostrojką", gdyż były obliczone na oszukanie społeczeństwa sowieckiego, ale mimo to odnosi się do niego co najmniej z dużą rezerwą i dezaprobuje wiele jego wypowiedzi i postaw. Nie może mu darować, że mimo ogromnego doświadczenia dał się zwieść pozorom, uznał pucz komunistów (1991) za autentyczny i stanął po stronie Jelcyna, który go stłumił. Tymczasem zdaniem autora była to tylko jeszcze jedna ukartowana prowokacja, jeszcze jeden etap starej strategii komunistycznej mającej na celu przekonanie Zachodu o odchodzeniu ustroju państwa od krańcowych form komunizmu ku demokracji i socjalizmowi zliberalizowanemu. Bukowski tłumaczył się, że liczył na wymknięcie się w pewnej chwili całej sytuacji spod kontroli Jelcyna i na to, że właśnie wówczas będzie można wprowadzić państwo na drogę ku prawdziwej demokracji. Tymczasem pucz upadł tak błyskawicznie, że siły prodemokratyczne nie mogły się zjednoczyć, by uwolnić się od lokalnych bossów. Trzeba jednak przyznać, że ten wytrawny opozycjonista, który powiedział o sobie, że dla niego komunizm był i pozostał absolutnym złem, od którego nie ma nic gorszego, nie umieszczał zachodzących wydarzeń, w których brał udział, w długiej historii leninowskiej strategii dochodzenia do władzy nad światem, jak to czynił: Mackiewicz czy choćby w bardzo ograniczonym zakresie Golicyn.
Autor Fatalnej fikcji przeprowadza interesujące porównanie obu niewątpliwych antykomunistów - Bukowskiego i Golicyna. Główną różnicę między nimi widzi w sposobie patrzenia na wroga. Bukowski stale podkreślał jego głupotę, brak kompetencji, nie miał dla niego szacunku, a tylko pogardę. Stąd tam, gdzie Golicyn przestrzega przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, Bukowski widzi tylko słabość wroga. O tej dwoistości decydują różne doświadczenia. Tam, gdzie Bukowski gardzi, Golicyn jest pełen uznania. Tam, gdzie Bukowski podkreśla słabość, Golicyn dostrzega siłę. Jeśli jeden z nich ma rację, drugi myli się gruntownie. Albo komunistyczna elita to banda skretyniałych starców, albo szacowne grono genialnych strategów. Albo walczą o to, aby uratować własne stołki, albo pragną zapanować nad całym światem (s. 81).
Druga część książki (dwa rozdziały: Konwergencja - teoria o praktycznych konsekwencjach orazWojna o hegemonię) zawiera wyniki własnych badań autora nad dalszymi losami komunistycznej strategii tworzenia "fatalnej fikcji", a szczególnie nad jej recepcją na Zachodzie. Rezultaty tych dociekań oparte są na źródłach (The Soviet Analyst, monografie W. F. Jaspera, J. R. Nyquista, W. N. Grigga i in.), których może pozazdrościć autorowi niejeden wytrawny znawca problematyki nowego ładu światowego. Na ich podstawie D. Rohnka wskazuje kilka nowych frontów zmagania się Zachodu, a szczególnie Stanów Zjednoczonych, z fatalnymi fikcjami strategii komunistycznej. 
Zwraca uwagę np. na rolę Antonio Gramsciego (wraz ze zbliżonymi doń marksistami) w procesie bolszewizacji Ameryki. Ten włoski komunista postawił bowiem "Marksa na głowie", dowodząc, że kulturalna nadbudowa określa polityczną i ekonomiczną bazę. Przyjąwszy tę tezę, Amerykański Instytut Studiów Politycznych rozpoczął długi "marsz poprzez instytucje" - media, uniwersytety, instytucje publiczne, religijne, i kulturalne, które mają zmienić wartości kulturalne i osłabić moralność, a więc przygotować warunki do przejścia władzy politycznej i ekonomiczne w ręce radykalnej lewicy.
Dalej autor akcentuje z naciskiem, że głośna w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minionego stulecia konwergencja (zbliżanie się i upodobnianie ustrojów gospodarczych Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego) odbywa się nadal, i to już tylko na zasadach i warunkach narzuconych przez komunizm. Padają porażające cytaty.
Gorbaczow: zasadniczo jako filozofia, jako model organizacji społeczeństwa, komunizm musi być traktowany z szacunkiem. Jeżeli wziąć pod uwagę zastosowanie pewnych do rozwoju sprawiedliwości społecznej i większą kontrolę państwa, istnieją pewne metody, które są użyteczne[...]. Potrzebujemy nowego społeczeństwa, nowej cywilizacji i konwergencji wszystkich elementów najlepszych w obu systemach (komunizmie i kapitalizmie). 
Bliski doradca Clintona, Derek Shearer: gospodarka demokratyczna to nic innego tylko zakamuflowana forma gospodarki socjalistycznej. Wizja gospodarki demokratycznej powinna stać się dominującym poglądem ekonomicznym. Jest to coś, co Antonio Gramsci nazwał hegemonią ideologiczną.
Dlatego przekonująco brzmi konkluzja autora: Bardzo powoli, za to konsekwentnie [...] Ameryka przeżywa radykalną metamorfozę ustrojową. Z symbolu wolności przeradza się w symbol nowoczesnego totalitaryzmu. Nie ma tam terroru ani policji politycznej. Powszechny strach obywateli uzyskuje się w sposób całkowicie praworządny. Pałki przestały być potrzebne. Wystarczą sądy, prawnicy, urzędnicy społeczni i współobywatele. Przeciętny Amerykanin to potencjalny przestępca winien rasizmu, homofobii, użycia przemocy, nadużycia. W niektórych dziedzinach, takich jak media i edukacja, rak totalitaryzmu poczynił ogromne spustoszenie. W innych walka z nim trwa i - jak na razie - rokuje nadzieje na powodzenie.
Ostatni główny temat książki to globalizacja. Zdaniem autora, do pewnego stopnia sama globalizajcja nie jest problemem. Jest bowiem naturalnym efektem cywilizacyjnym, dzieckiem błyskawicznego rozwoju komunikacji, która zaciera dzielące nas różnice. Problemem staje się dopiero wówczas, gdy się bierze pod uwagę cel, któremu ma służyć. A stawka jest wysoka: praktyczne urzeczywistnienie idei konwergencji - utworzenie Światowego Rządu i Nowy (Socjalistyczny) Porządek Świata. Doszło do tego, że całe elity polityczne, których głównym obowiązkiem jest ochrona suwerenności własnych państw i narodów, stają się dla tej suwerenności największym zagrożeniem. Z przytoczonych wypowiedzi wyziera arogancki cynizm:
Narodowa suwerenność nie odpowiada potrzebie chwili i traci na znaczeniu, mimo że jeszcze wielu trzyma się jej kurczowo (Otto von Gablentz, ambasador RFN w Moskwie).
W ciągu kolejnych stu lat narodowość całkowicie straci na znaczeniu; wszystkie państwa będą uznawać jeden światowy rząd. Istnienie wszystkich krajów jest oparte na umowie społecznej. Bez znaczenia jak trwałe i nawet święte mogą się one wydawać, [...] wszystkie są sztuczne i przejściowe (Strobe Talbott, zastępca Sekretarza Stanu USA).
Jesteśmy świadkami nowej ery [...]. W końcu wieku znajdujemy się w punkcie wyrastania ponad dotychczasową formę państwa narodowego, która pociągnęła kontynent w otchłań [...] państwo narodowe z właściwą sobie koncepcją suwerenności przeżyło się. [...] Jest zbyt małe dla większych problemów [...] i zbyt duże dla wielu mniejszych (Roman Herzog, Prezydent RFN).
Na problemie globalizacji kończy się wątek informacyjny książki. Właściwie należałoby powiedzieć: "urywa się". Przypuszczam bowiem, że każdy czytelnik, ochłonąwszy po solidnej porcji rewelacji, zada sobie pytanie: No, dobrze, to jest komunistyczna droga do globalizacji, ale jak wyglądają inne? Wiadomo przecie, że i inne ideologie czy ruchy społeczno-polityczne w swej skarbnicy celów i w arsenale środków działania mają także globalizację. Choćby starsze od komunizmu wolnomularstwo. Tymczasem autor Fatalnej fikcji nie stawia kropki nad "i". Nie daje odpowiedzi na to - wydawałoby się - naturalnie nasuwające się pytanie ani nawet jej nie sugeruje.
Ale czy można z tego powodu postawić mu zarzut? Myślę, że nie. Przedstawienie bowiem globalizmu wolnomularskiego w rozmiarach analogicznych do komunistycznego powiększyłoby tylko objętość książki, a kropka nad "i" i tak nie zostałaby postawiona, gdyż pojawiłyby się kolejne pytania. Zarówno bowiem komunizm, jaki i wolnomularstwo zasadzają się na tej samej filozofii uniwersalizmu, na której opierają się nacjonalizmy narodów aspirujących do panowania nad światem. Znamy dobrze dwa z nich, a jest ich więcej. Powstaje więc pytanie: jaka jest relacja między nimi a globalizmem komunistycznym czy wolnomularskim?
I tu daje znać o sobie ukryty walor książki: inspirujący. Jej treść wypełniona jest myślami o ładunku inspiracyjnym. Pytanie goni pytanie, z jednego problemu wyłania się kolejny. Np. sama strategia komunistyczna urobienia Zachodu na nową modłę socjalistyczną według starego kroju ma kilka wymiarów. Przede wszystkim cywilizacyjny. Walka o hegemonię nad światem toczy się przecież między cywilizacjami. Atakują cywilizacje: chińska, turańska, bizantyjska i żydowska, a bronią się już tylko jakieś enklawy, ogniska oporu cywilizacji łacińskiej. Kto przewodzi cywilizacji atakującej? (Interesujące, co miałby tu do powiedzenia p. Andrzej Horodecki?) Ma też "fatalna fikcja swój wymiar eschatologiczny, katastroficzny czy apokaliptyczny. Są autorzy wiążący nadchodzenie Nowego Ładu Światowego z końcem czasów. Dalej, "fatalna fikcja" jest niewątpliwie dziełem spisku. Nasuwa się więc pytanie, jak wygląda ona na tle dziś już coraz szerzej uznawanej "spiskowej teorii historii"? Jednocześnie nadarza się okazja, by tę teorię oczyścić z wulgaryzmów i uwolnić od doktrynerskiego pojmowania.
Kropki nad "i" nie postawił Autor, nie postawi jej również recenzent, mający nadzieję, że na temat tej intrygującej książki rozwinie się tak bardzo potrzebna dyskusja. Książka wprost prowokuje do niej i myślę, że zechce w niej zabrać głos również Autor. Wymiana myśli jest konieczna, gdyż - jak twierdził F. Koneczny - obrona cywilizacji wyższej, będącej w konfrontacji z niższą, wymaga większego natężenia intelektu [...] i większej energii duchowej. Gdy powołani do tej obrony uchylają się od niej, w narodzie narasta zjawisko dezercji ku cywilizacji niższej. Początki jej obserwujemy, niestety, już od dawna.

Stanisław Michalkiewicz
Pocałunek Almanzora
Najwyższy Czas, nr 7, 17.02.2001

 

Książka Dariusza Rohnki "Fatalna Fikcja" nawet wyglądem zewnętrznym przypomina wydania podziemne z lat 80. Wrażenie to wzmacnia również enigmatyczna "stopka". Wiadomo tylko, że wydana została w Poznaniu w roku 2001 "nakładem autora". Na początku autor przytacza fragment z "Faraona" Bolesława Prusa, jak to arcykapłan Herhor wykorzystał zaćmienie słońca dla udaremnienia "antykapłańskiego" zamachu stanu, przygotowanego przez faraona Ramzesa. Wprowadza to czytelnika w atmosferę książki, zaś dodatkową wskazówką są słowa Józefa Mackiewicza, rozpoczynające "Wstęp": Fatalna fikcja, rozpanoszona u nas, przeżera już nie tylko obyczaje, ale psychikę narodu, Wierzymy i widzimy tylko to, co widzieć chcemy, a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością. Ponieważ niepopularnem było w tej chwili wskazywanie na sowiecką dwulicowość, tedy nikt nie chciał jej widzieć.
Podstawową tezą "Fatalnej fikcji" jest twierdzenie, że sowiecka "pierestrojka", czyli urzędowo dozwolona rewolucja ("i władza w zapale ludności dynamit dawała na kartki") z czekistowskimi korzeniami, marazmem i apatią społeczeństwa, z nienaruszoną pozycją komunistów", to prowokacja, obliczona na zmylenie Zachodu, przetrwanie, powrót i zwycięstwo. W podobnym duchu ironizował Janusz Szpotański w stanie wojennym: nie płoszmy ptaszka, niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje (...) aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki.... Ale za Szpotańskim przemawiała tylko intuicja, podczas gdy Rohnka podbudowuje swoja tezę argumentami.
Oto w grudniu 1961 roku major KGB Anatol Golicyn zgłosił się do ambasady amerykańskiej w Helsinkach. Ujawnił Amerykanom, że u progu lat 60. partie komunistyczne przyjęły wspólną, długofalową strategię. Podstawowym jej narzędziem miała być dezinformacja. Należało przekonać Zachód o nieuleczalnej słabości Związku Sowieckiego i krajów socjalistycznych. Do tego celu miały być zaangażowane nie tylko służby specjalne, ale również środowiska opiniotwórcze, a nawet opozycja polityczna. Wg Golicyna, to partia towarzyszyła fałszywą opozycję, tzn. ruch dysydencki w celu wytworzenia przekonania, że możliwa jest ewolucja komunizmu. Zdaniem Rohnki, ta strategia przyniosła efekty: oto brytyjska premier, pani Małgorzata Thatcher po spotkaniu z Gorbaczowem powiedziała: "Nie sądzę, żeby Gorbaczow był jeszcze leninowcem (...). Nie sądzę, że zostaliśmy oszukani - przynajmniej mam nadzieję, że nie". Była to wymowna ilustracja "mody na Gorbaczowa", jaka zapanowała wówczas za Zachodzie.
Z kolei z "ruchem dysydenckim" też coś jest na rzeczy. Opowiadał mi Gwidon Sorman, że ilekroć prezydent Mitterand odwiedzał kraje socjalistyczne, zawsze chciał zjeść śniadanie z jakimś miejscowym dysydentem. Kiedy miał odwiedzić Bułgarię, ambasada francuska w Sofii gorączkowo poszukiwała jakiegoś dysydenta, ale bezskutecznie. W desperacji ambasador zwrócił się do tamtejszego MSW, które odpowiedziało mu, że żadnych dysydentów w Bułgarii nie ma. Aliści po paru godzinach zadzwonił telefon z MSW, że dysydent jest. Dostarczono go więc na śniadanie. Potem, już po "aksamitnej rewolucji" w Bułgarii, ten "dysydent śniadaniowy", właśnie jako sławny dysydent, został wysokim dygnitarzem państwowym.
Jednym z elementów tej strategii miał być handel narkotykami, to znaczy ekspert narkotyków do wybranych państw zachodnich i inspirowanie ideologii sprzyjającej narkomanii. Rohnka cytuje wypowiedź Michała Susłowa z posiedzenia sowieckiego KC w lutym 1964 r., że strategia Czou-En-Laia (ówczesny premier ChRL) polega na "rozbrajaniu kapitalistów przy użyciu środków, które oni lubią smakować". Przywołuje też opinię Jana Sejny, czeskiego generała, który uciekł na Zachód w roku 1968. Twierdził on, że strategia "rozmiękczania" opierała się na pięciu elementach: szkoleniu przywódców ruchów wywrotowych, do czego służył m.in. Uniwersytet im. Lumumby w Moskwie, szkolenie terrorystów dla potrzeb ruchów "narodowo-wyzwoleńczych", kierowanie produkcją i przepływem narkotyków, infiltrowanie środowisk zorganizowanej przestępczości w celu łatwiejszego obrotu narkotykami, korumpowania i szantażowania polityków i wreszcie akty sabotażowe.
Sytuacja, jaka wytworzyła się w latach 70. wskazywała, że strategia zaczyna przynosić rezultaty. Jednym z nich, być może najbardziej oczekiwanym, było proklamowanie "odprężenia", które objawiło się m.in. w postaci intensywnego zasilania finansowego i rzeczowego (zboże) przez Zachód nie tylko ZSRR, ale całego bloku sowieckiego. Wprawdzie Henryk Kissinger w telewizyjnym wywiadzie udzielonym Radkowi Sikorskiemu już w latach 90. twierdził, że była to ze strony Stanów Zjednoczonych wykalkulowana strategia marchewki i kija, ale - niezależnie od tego, jak tam było naprawdę - Zachód wypłacał blokowi wschodniemu coś w rodzaju haraczu za okazywanie powściągliwości. Tak to przynajmniej wyglądało z ówczesnej perspektywy. Ukoronowaniem "odprężenia" była konferencja w Helsinkach, na której uroczyście "zaklepano" sowiecki stan posiadania w Europie i solennie wyrzeczono się wszelkich prób zmiany tego stanu rzeczy siłą. Lata 80., po objęciu prezydentury USA przez Ronalda Reagana, który postanowił "zazbroić" Sowiety na śmierć, wymusiły kolejną modyfikacje pierwotnej strategii. Teraz chodziło o zamazanie "wizerunku wroga", poprzez eksponowanie gospodarczej słabości Związku Sowieckiego. W roku 1988 Jerzy Arbatow pisał m.in.: "wizerunek wroga, jaki ulega obecnie erozji - był (...) elementem pierwszorzędnej wagi w polityce zagranicznej i militarnej Stanów Zjednoczonych i ich sprzymierzeńców. (...) Niszczenie tego stereotypu jest bronią Gorbaczowa". W roku 1980 osobisty doradca gospodarczy Gorbaczowa Abel Angabegian przedstawił dane, z których wynika, że wzrost gospodarczy w ZSRR jest zerowy. Jednak w roku 1988 CIA wykryła, że informacje te nie były prawdziwe. Zinterpretowano to jednak w ten sposób, że ta dezinformacja miała pomóc Gorbaczowowi w jego polityce wewnętrznej. 
Rohnka nicuje też słynny "pucz" antygorbaczowski. Uważa go za prowokację, przytaczając m.in. ocenę jednego z bohaterów tych wydarzeń, gen. Aleksandra Lebiedzia: "Była to wyśmienicie zaplanowana i przeprowadzona na ogromną skalę, nie mająca precedensu prowokacja, której scenariusz napisano dla mądrych i głupców, a wszyscy świadomie lub nie zagrali swoje role". Sierpiniowy pucz moskiewski - twierdzi Rohnka - był tym samym, co "aksamitna rewolucja" w Czechach, "okrągły stół" w Polsce czy rozprawa z Ceaucescu w Rumunii. Zachód przyjął te widowiska z entuzjazmem, świętując swoje zwycięstwo w "zimnej wojnie". Charakterystyczne jest to, że w rezultacie rozpadu Związku Sowieckiego i obalenia tam komunizmu, władzę i w samej Rosji, i w niepodległych republikach objęli jakby nigdy nic dawni komuniści, którzy teraz stanęli na straży demokracji. Tam, gdzie, jak np. w Gruzji, władzę objął prawdziwy opozycjonista Zwiad Gamsahurdia, dokonano przewrotu, w wyniku którego prezydenturę objął były minister spraw zagranicznych ZSRR, "jedynie słuszny" Edward Szewardnadze. W charakterze strażnika demokracji hołubiony był w ten sposób Borys Jelcyn, podobnie jak "demokratyczni" przywódcy b. sowieckich republik środkowo-azjatyckich. Zastępca amerykańskiego sekretarza stanu Strob Ttalbott uznał prezydenta Kirgistanu Akajewa, byłego członka KC KPZR za "prawdziwie jeffersoniańskiego demokratę". Zarazem jednak pojawiły się informacje, że ok. 55% rosyjskiego kapitału jest w rękach "mafii", podobnie jak dwie trzecie tamtejszej prywatnej własności. Półgębkiem wyrażano przypuszczenie, że ta "mafia", to po prosu inna twarz KGB. W te podejrzenia dobrze wpasowuje się okoliczność, że w schyłkowym okresie Jelcyna wszyscy jego wezyrowie wywodzili się z "organów", a ostatni, Włodzimierz Putin, został w końcu prezydentem. 
Głównym jednak celem opisanej strategii była "konwergencja". Ta idea zrodziła się na Zachodzie, początkowo być może na zasadzie "chciejstwa", jako optymistyczne uzasadnienie polityki "pokojowego współistnienia". Zakładała ona, że obydwa rywalizujące za sobą i początkowo krańcowo odmienne systemy ideologiczne i polityczne, w miarę rozwoju wzajemnych kontaktów, będą stopniowo coraz bardziej upodabniały się do siebie. Założenie było może i trafne, z tym jednak, że "konwergencja"' nie działała symetrycznie. A nie działała, bo w Związku Sowieckim i całym obozie socjalistycznym panowała surowa indoktrynacja marksistowska, zaś ludzie, poza nielicznymi wyjątkami, byli całkowicie odcięci od wszelkich niemarksistowskich idei. Tymczasem na Zachodzie było zupełnie inaczej. Dzięki działającym legalnie i wpływowym partiom komunistycznym, marksizm bez przeszkód utorował sobie drogę do szkól i na uniwersytety, co wkrótce doprowadziło do sytuacji, że znaczna część wpływowych środowisk opiniotwórczych znalazła się pod wpływem idei marksistowskich.
Objawiło się to w sposób niezwykle spektakularny w roku 1968, podczas tzw. rewolty studenckiej w Europie i Stanach Zjednoczonych. Warto jednak zauważyć, że był to marksizm nieco odmienny od sowieckiego. Dominujący tam marksizm-leninizm kładł nacisk przede wszystkim na uchwycenie i utrzymanie władzy politycznej, która dopiero umożliwi wychowanie nowego człowieka - człowieka sowieckiego. Tymczasem zachodnie partie komunistyczne, zwłaszcza partia włoska, być może z konieczności, ale chyba nie tylko, przyjęły punkt widzenia Antoniego Gramsciego, który "postawił marksizm na głowie". Gramsci, odmiennie niż Marks utrzymywał, że to nie "byt" określa świadomość, tylko odwrotnie. Główny zatem wysiłek rewolucyjny powinien być skierowany na wprowadzenie do zastanej, bardzo zresztą szeroko pojętej "burżuazyjnej kultury "ducha rozłamu", czyli nowej świadomości historyczne, kulturowej, religijnej i tak dalej. Pokolenie rewolucjonistów studenckich roku 1968 przejęło się tymi dyrektywami Gramsciego i zapowiedziało "długi marsz przez instytucje". Po niespełna 30 latach ten "długi marsz" zakończył się opanowaniem znacznej części, może nawet większości instytucji opiniotwórczych, co przyniosło w rezultacie ofensywę "politycznej poprawności", czyli po prostu kulturowego marksizmu. To ona sprawia, że walka wyborcza między Gorem i Bushem była zacięta do tego stopnia, że już po jej rozstrzygnięciu mówi się o "dwóch narodach" amerykańskich. Kampania ta nie była zwykłą rywalizacją dwóch kandydatów wyznających ten sam system wartości, tylko bitwą w wojnie ideologicznej, która dopiero nabiera ostrości. To "polityczna poprawność" wyrasta na obowiązującą ideologię Unii Europejskiej, z całym towarzyszącym jej aparatem represji, co wykazała bez najmniejszych wątpliwości tzw. sprawa Haidera. Ten proces trwa i jest tak zaawansowany, że trudno już go ukryć, mimo zaklęć i zaprzeczeń, mających osłabić wątpliwości eurosceptyków i rozwiać obawy Kościoła katolickiego.
Jeśli Darusz Rohnka przesadza, gdy twierdzi, że nakreślona w początkach lat 60. strategia rozmiękczania jest nadal realizowana przez Rosję i Chiny, to przecież nie da się ukryć, że jeśli nawet Związek Sowiecki zginął naprawdę, to ginąc, złożył na ustach zachodu pocałunek Almanzora, wskutek czego świat zachodni toczy zaraza "politycznej poprawności", zakładająca również nie tylko kulturowy, ale także polityczny "uniwersalizm", znany nam dawniej jako stary "internacjonalizm proletariacki". Byłby to zaiste paradoks historii, gdyby teraz Rosja, po ciężkiej i wyniszczającej chorobie komunizmu, rozpoczęła powolną i ostrożną rekonwalescencję, a zmutowane wirusy tej zarazy zaatakowały nas od zachodu, a więc z kierunku najmniej spodziewanego.
Na tym tle niemal symbolicznej wymowy nabiera okoliczność, że książka Dariusza Rohnki sprawia wrażenie niemal konspiracyjne, podczas gdy trucizna "politycznej poprawności" chlusta rwącym strumieniem z większości środków masowego przekazu.

Dariusz Rohnka
Fatalna fikcja Nowe oblicze bolszewizmu - stary wzór

Rozdz. 3
Konwergencja - teoria o praktycznych konsekwencjach.

 

Andriej Sacharow był kandydatem wymarzonym. Bezpartyjny, wielki autorytet naukowy, współtwórca sowieckiej bomby wodorowej nazajutrz po opublikowaniu swoich Rozmyślań... uznany został przed świat za autentycznego zwolennika demokracji, obrońcę pokrzywdzonych, niemal męczennika prawdy i wolności. Gdyby czytano jego teksty wprost, a nie przez pryzmat pobożnych życzeń, ta ocena wypadłaby inaczej.
Nie był członkiem partii komunistycznej, badania prowadził jako pracownik cywilny. Nie znaczy to jednak, aby swoją bombę wodorową konstruował pod przymusem. Wiedział, po co i dla kogo pracuje. Nigdy też nie odmawiał zaszczytów, orderów, służbowych samochodów, wysokiego wynagrodzenia, tytułu akademika. Był człowiekiem nomenklatury. Jako genialny naukowiec mógł zresztą uważać swoją wyjątkową pozycję za rzecz naturalną. Liczą się jednak wyższe motywy: "Nie mogłem nie uświadamiać sobie, jak strasznymi, nieludzkimi sprawami się zajmujemy... Z czasem dowiedzieliśmy się lub sami doszliśmy do takich pojęć jak równowaga strategiczna, wzajemne zastraszanie termojądrowe itp. Również i teraz myślę, że w tych globalnych ideach rzeczywiście tkwi jakieś (być może nie w pełni przekonywujące) intelektualne usprawiedliwienie wytworzenia broni termojądrowej i naszego w tym udziału."139 
Czy pisząc o "równowadze strategicznej", chociaż przez moment pomyślał, po której stronie stoi? Na próżno szukać śladów podobnej refleksji. Był lojalnym, w pełni oddanym obywatelem. 
W artykule opublikowanym za zgodą samego Chruszczowa przedstawił swój punkt widzenia całkiem jasno: "Państwo radzieckie zostało zmuszone do uzyskania broni jądrowej i prowadzenia doświadczeń z nią gwoli własnego bezpieczeństwa, wobec nuklearnego potencjału Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Ale celem polityki ZSRR nie jest ogólnoświatowa zagłada nuklearna, lecz pokojowe współistnienie i zakaz stosowania broni jądrowej."140 
Przywiązanie Sacharowa do Związku Sowieckiego odzwierciedlało jego głębokie i szczere oddanie dla ideologicznych zasad socjalizmu. Podejmując temat zagrożeń współczesnego świata, pisał: "Jedynie ogólnoświatowa współpraca w warunkach wolności intelektualnej, najwyższych ideałów moralnych socjalizmu i pracy, przy wyeliminowaniu takich czynników jak dogmatyzm i nacisk ukrytych interesów panujących klas - dają możliwość uratowania cywilizacji."141 Lista "czynników" podlegających "eliminacji" jest dość obszerna, za to semantycznie nader rozciągliwa (jawna konwergencja z oficjalną propagandą bolszewicką): ideologia faszystowska, rasistowska, militarystyczna, albo typu maoistycznej demagogii.142 Próżno by tam jednak szukać śladów po bolszewickiej rewolucji, leninizmie, bolszewickim terrorze, komunizmie. Nie brakuje za to obiektów wrogości znacznie bardziej oczywistych dla sowieckiego intelektualisty. Artykuł Sacharowa, który w 1968 roku zyskał tak wielką popularność, którego sława obiegła cały świat, a nakład w ciągu jednego roku osiągnął 18 milionów egzemplarzy jest przesiąknięty antyamerykańską propagandą:

"Ponieważ siły reakcji, działające w Wietnamie, nie mają nadziei na korzystne dla nich wyjawienie ogólnonarodowej woli, stosują środki wojennego nacisku, naruszają wszystkie prawne i moralne zasady, popełniają wołające o pomstę do nieba zbrodnie przeciw ludzkości. Cały naród składany jest w ofierze postawionego sobie zadania powstrzymania "komunistycznego potopu".
Próbuje się ukryć przed narodem amerykańskim rolę, jaką odgrywają względy na osobisty i partyjny prestiż. Również ukrywa się cynizm i okrucieństwo, nieefektywność i zupełny brak perspektyw amerykańskiej polityki w Wietnamie, szkodę jaką ta wojna przynosi prawdziwym interesom narodu, jednoznacznym z ogólnoludzkim zadaniem wzmocnienia pokojowego współistnienia."143

Ale Sacharow zachowuje równowagę. Amerykanie nie mają wyłącznego patentu na popełnianie zbrodni. Zbrodniarzem był również Stalin. Dlatego: "Aby podeprzeć międzynarodowy autorytet KPZS i socjalistycznej ideologii - dysydenckie wishful thinking - należałoby przeprowadzić symboliczne wydalenie Stalina z szeregów KPZS... Stalin to morderca milionów członków Partii (sic); wszystkie te ofiary powinny być zrehabilitowane." Wiele złego przypisuje także maoistom, których zbrodnie przeciw prawom człowieka "zaszły zbyt daleko", co spowodowało niepotrzebny rozłam w światowym ruchu komunistycznym.144 
Bezstronność Sacharowa miała zdecydowanie oszczędny charakter. Mogła dotyczyć odchyleń, błędów i wypaczeń, w żadnym razie priorytetów. Twórca sowieckiej konwergencji miał sztywny kręgosłup ideologiczny:
"W chwili obecnej perspektywy socjalizmu zależą od tego, czy uda się ten socjalizm uczynić pociągającym, czy pociągająca siła moralna socjalizmu oraz idea gloryfikacji pracy staną się w zestawieniu z egoistyczną zasadą prywatnej własności i gloryfikacją kapitału decydującym czynnikiem, jaki ludzie zechcą wziąć pod uwagę, porównując kapitalizm z socjalizmem, czy też ludzie będą brać pod uwagę przede wszystkim wszystkie socjalistyczne ograniczenia wolności intelektualnej..."145 
"Tylko konieczność wytrzymania konkurencji socjalizmu i walka klasy robotniczej umożliwiły postęp społeczny XX stulecia, a tym samym późniejsze, obecnie całkowicie już nieuniknione zbliżenie dwóch systemów. To socjalizm podniósł pracę do poziomu bohaterskiego czynu. Gdy nie było socjalizmu, egoizm narodowy wydawał na świat nacjonalizm, rasizm i ucisk kolonialny. Ale obecnie już stało się jasne, że zwycięstwo należy do ogólnoludzkiej, internacjonalistycznej postawy."146 
"Tego rodzaju synteza [kapitalizmu i socjalizmu] wymaga nie tylko daleko idących reform społecznych w krajach kapitalistycznych, lecz także gruntownej zmiany struktury systemu własności, zwiększenia własności państwowej i spółdzielczej, przy jednoczesnym zachowaniu podstawowych cech struktury własności narzędzi i środków produkcji w krajach socjalistycznych. Za naszych sojuszników na tej drodze uważać należy nie tylko klasę robotniczą i postępową inteligencję, grupy najbardziej zainteresowane pokojowym współistnieniem, społecznym postępem i demokratycznym, pokojowym wrastaniem w socjalizm (co znalazło wyraz w programowych wypowiedziach partii komunistycznych wielu krajów), ale także reformistyczną część burżuazji, logicznym biegiem wypadków doszlusowującą do powyższego programu "convergence". Używam tego terminu, który już przyjął się w literaturze na Zachodzie, ale, jak widać z całego wywodu, nadaję mu socjalistyczny i demokratyczny sens."147

Sacharow jako czołowy doradca naukowy rządu sowieckiego miał dostęp do najbardziej tajnych nuklearnych tajemnic. Taka pozycja Sacharowa wyklucza, zdaniem Golicyna, aby władze sowieckie pozwoliły mu na swobodne kontakty z przedstawicielami Zachodu. Jedyny wniosek jaki się nasuwa to ten, że Sacharow nadal pozostawał lojalny wobec sowieckiego rządu, a jego działalność była zgodna z długofalowymi celami sowieckiej strategii.148 Tak czy inaczej Sacharow nigdy nie zrobił, ani nie powiedział nic, co mogłoby zaszkodzić sowieckiemu państwu. Lektura teorii konwergencji w jego wydaniu, która przyniosła mu ogólnoświatową sławę, a została skondensowana do zaledwie trzech stron maszynopisu, nie obala takiej opinii:

"Narastająca w krajach socjalistycznych walka ideowa między siłami stalinizmu i maoizmu z jednej strony, i realistycznie zorientowanymi siłami komunistycznej lewicy leninowskiej i "lewych zachodniowców" - z drugiej, doprowadzi do zasadniczego rozgraniczenia ideowego w skali międzynarodowej, państwowej i wewnętrzno-partyjnej.
Proces ten doprowadzi, zarówno w Związku Sowieckim, jak w innych krajach socjalistycznych, do systemu wielopartyjnego i ostrej walki ideologicznej, do polemik, a w następstwie do ideowego zwycięstwa realistów, do utrwalenia orientacji na pokojowe współistnienie...
Natarczywe postulaty życiowe społecznego postępu i pokojowego współistnienia, nacisk wewnętrznych sił postępowych (klasy robotniczej i inteligencji) i przykład krajów socjalistycznych doprowadzą w Stanach Zjednoczonych i innych krajach kapitalistycznych do zwycięstwa lewicowego, reformistycznego skrzydła burżuazji, które w swej działalności przyjmie program zbieżności 
z socjalizmem, to znaczy pójdzie na reformy społeczne, pokojowe współistnienie i współpracę z socjalizmem w skali ogólnoświatowej, oraz na wprowadzenie zmian strukturalnych do zasady własności prywatnej. Częścią tego programu będzie poważne zwiększenie roli inteligencji i walka z siłami rasizmu i militaryzmu...
Konwergencja socjalistyczna doprowadzi do wygładzenia różnic strukturalno-społecznych, do rozpowszechnienia się wolności intelektualnej, rozwoju nauki i sił wytwórczych, powstanie rząd światowy, osłabną narodowe przeciwieństwa..."149

O wiele ważniejsze od pytania, kim naprawdę był Sacharow, jest wymowa jego teorii. Jej powinowactwo z ujawnioną przez Golicyna długofalową strategią jest oczywiste. Nie jest neutralny ideologicznie, za to szczery. Swoją wizję nowego świata rozpoczyna od zniszczenia systemu kapitalistycznego. Zatriumfuje socjalizm. Stare elity polityczne zostaną zastąpione przez siły postępu - realnych (czyli leninowskich) socjalistów. Zapanuje socjalizm, idee postępu i pokoju. Jak przystało na intelektualistę, roztacza utopijną wizję świata: dzięki wielkim przedsięwzięciom przemysłowo-technicznym, wynalazkom itd. zapanuje powszechny dobrobyt, pojęcie głodu zniknie, w niedalekiej przyszłości tysiące ludzi wyruszy na podbój kosmosu. Rząd będzie jeden - światowy. Jaki będzie ten rząd nie pisze. Wiadomo za to, że partia komunistyczna, jeśli tylko dojrzeje, będzie rządzić samodzielnie. Nie był zwolennikiem systemu wielopartyjnego. 
Golicyn twierdził, że komunistyczne prześladowanie miały budować wiarygodność i popularność Sacharowa na Zachodzie, że w odpowiedniej chwili powróci do łask i zajmie eksponowane stanowisko polityczne. Jak w wielu innych przypadkach jego prognozy się sprawdziły. Sacharow został zesłany na prowincję, prowadził głodówkę, w erze pierestrojki powrócił, zajął odpowiednie stanowisko i poparł Gorbaczowa. Swoich poglądów nigdy nie zmienił, ale do teorii konwergencji nie powracał.
Gdzie się podziała tak popularna w latach 50-tych, 60-tych i 70-tych teoria konwergencji? Czy podzieliła los wielu innych utopijnych koncepcji politycznych i przeszła do lamusa historii? Dziś, nie licząc kilku wytrwałych analityków i publicystów, praktycznie nikt o niej nie pisze. Czy idea stworzenia jednej, wspólnej, socjalistycznej struktury społeczno-politycznej straciła coś ze swojej aktualności i atrakcyjności? Czy wygasły globalistyczne marzenia o jednym światowym rządzie, o nowym porządku świata? Czy idea przemodelowania brutalnego świata kapitalistycznego według jedynie słusznej socjalistycznej recepty sprawiedliwości społecznej, omnipotencji państwa, równego podziału, ochrony i kontroli wszystkich elementów życia społecznego i politycznego, nie licząc prawa do ochrony życia poczętego i prawa do naturalnej śmierci, przestała być aktualna? 
Michaił Gorbaczow, propagator koncepcji "wspólnego domu europejskiego", a więc typowy zwolennik konwergencji, wraz z rozpadem Związku Sowieckiego nie zakończył kariery politycznej. Jak sam powiedział: "Nie zamierzam się ukrywać. Angażuję się w inne polityczne zadania. Nie zerwałem kontaktów z przeszłością."150 Teraz, uwolniony od nieznośnych kłopotów, mógł zająć się sprawami naprawdę istotnymi. Podczas uroczystości przyznania pokojowej nagrody Nobla w czerwcu 1992 roku Gorbaczow określił kierunek swojej aktywności:

"Nasza wizja przestrzeni europejskiej od Atlantyku po Ural nie jest wizją zamkniętego systemu. Ponieważ obejmuje Związek Sowiecki, który rozciąga się aż po wybrzeża Pacyfiku, dlatego wykracza poza nominalne granice geograficzne.
Przypuszczam, że proces europejski już zawiera elementy nieodwracalności... Powinien teraz osiągnąć ważny moment, kiedy w przewidywalnej przyszłości każdy naród i każdy kraj będzie miał do swojej dyspozycji ogromny potencjał całej wspólnoty...
W tym kontekście, w procesie tworzenia nowej Europy, w której żelazne kurtyny i mury przejdą na zawsze do historii, a granice pomiędzy państwami stracą swój "rozdzielający" charakter, samostanowienie suwerennych państw będzie realizowane w całkowicie inny sposób."151

Instytucjonalnym zapleczem działalności byłego genseka, który w pół roku po nominalnym rozwiązaniu nie zdążył przyswoić sobie myśli, że Związek Sowiecki przestał istnieć ("Związek Sowiecki rozciąga się aż po wybrzeża Pacyfiku") jest utworzona w kwietniu 1992 roku Fundacja Gorbaczowa z siedzibą w San Francisco i w Moskwie. W rzeczywistości organizacja Gorbaczowa została utworzona rok wcześniej (na 4 miesiące przed fałszywym przewrotem w Moskwie, co potwierdza jego instrumentalny charakter) przez dr Jamesa A. Garrisona i funkcjonowała pod nazwą "Tamalpais Institute". Przy okazji Garrison jest również prezydentem międzynarodowego stowarzyszenia (International Foreign Policy Association), utworzonego w maju 1991 roku na polecenie Szewardnadze, który rzekomo rozszedł się z Gorbaczowem w grudniu 1990. Zarówno wspólne miejsce, podobny charakter organizacji, także człowiek, który je tworzył świadczą o czymś przeciwnym. Także w sferze deklaracji nie istnieją różnice. W listopadzie 1991 roku Szewardnadze mówił:

"Myślę, że idea Wspólnego Europejskiego Domu, budowa zjednoczonej Europy, i chciałbym podkreślić, wielkiej Europy, budowa Wielkiej Europy, wielkiej, zjednoczonej Europy, od Atlantyku po Władywostok, obejmującej nasze terytorium, prawdopodobnie obszar europejsko-azjatycki, ten projekt jest nieunikniony. Jestem pewien, że zbudujemy również zjednoczoną przestrzeń wojskową. Mówiąc precyzyjnie: zbudujemy zjednoczoną Europę, której bezpieczeństwo będzie oparte na zasadzie kolektywnego bezpieczeństwa. Podkreślam, kolektywnego bezpieczeństwa."152

Podkreślana wielokrotnie w wypowiedziach obu komunistów integracja w ramach Wspólnego Europejskiego Domu jest zaledwie fragmentem przedsięwzięcia o zakresie globalnym. Celem nadrzędnym od czasu Lenina, Trockiego, Stalina pozostaje opanowanie całego świata, a powołanie rządów regionalnych (takich jak na przykład Komisja Europejska) jest jednym z etapów prowadzących do ostatecznego celu.
Globalne cele Fundacji Gorbaczowa obejmują kilka równoległych kierunków aktywności. Jednym z nich jest międzynarodowa współpraca w dziedzinie ochrony środowiska. O szczególnym znaczeniu tego kierunku może świadczyć wypowiedź blisko związanego z Gorbaczowem amerykańskiego komunisty, Carla Bloice`a, z 1990 roku: "ruch na rzecz ochrony środowiska może nam dostarczyć o wiele większej liczby zwolenników, aniżeli w przeszłości ruch pokojowy".153 Gorbaczow, jak na głównego bohatera katastrofy czernobylskiej przystało, wykazuje na tym polu szczególną aktywność. Jego Fundacja powołała organizację tzw. Międzynarodowy Zielony Krzyż, z Gorbaczowem w charakterze prezydenta, która ściśle współpracuje z licznymi amerykańskimi fundacjami (Rockefeller Brothers Fund, Ford Foundation, Mellon Foundation, Pew Charitable Trusts) w akcjach o charakterze ekologicznym. W uznaniu swoich zasług w październiku 1994 roku Gorbaczow otrzymał w Hollywood "Nagrodę Mediów w dziedzinie Ochrony Środowiska".154 Podczas Światowego Forum w Kyoto w Japonii, w kwietniu 1993 roku Gorbaczow wyjawił częściowo swoje prawdziwe intencje: "Organizacja Narodów Zjednoczonych musi ulec zmianie tak, aby w pewnym zakresie mogła spełniać rolę światowego rządu."155 
O zainteresowaniu Gorbaczowa ekologią decydują względy praktyczne. Wszyscy przecież pragną czystego powietrza i czystej wody, więc działalność na tym polu może przynieść szybkie i zadawalające rezultaty. Szczególnie, że były gensek korzysta z pomocy wpływowych przyjaciół, jak Maurice Strong, prezes Rady Ziemi i propagator, wspólnie z Gorbaczowem, tzw. "Karty Ziemi", czy wiceprezydent Al Gore, ich najbliższy sprzymierzeniec w Ameryce Północnej (badacze tematu określają Gorbaczowa, Stronga i Gore`a mianem "trzech muszkieterów" ruchu na rzecz ochrony środowiska). Faktycznym celem jest globalny atak na prywatną własność i przyspieszenie dyskusji nad "redukcją populacji" - jest to przygotowanie do ekspropriacji prywatnej własności na skalę globalną. Świadczą o tym m.in. dokumenty przygotowywane na, sponsorowanych przez ONZ, konferencjach środowiskowych: "Prywatna własność ziemi jest podstawowym instrumentem akumulacji bogactwa i stąd jest odpowiedzialna za społeczną niesprawiedliwość. Dlatego niezbędna jest publiczna kontrola ziemi."156 
Innymi sprawami, którymi zajmuje się Fundacja Gorbaczowa są: ochrona zdrowia na skalę światową, międzynarodowa przestępczość, globalne i kolektywne bezpieczeństwo, zagadnienie praw człowieka, kontrola urodzeń. Wspólną strategią jest, często hałaśliwa, propaganda na rzecz powołania międzynarodowych instytucji, bądź wykorzystania już istniejących, których zadaniem ma być rozwiązywanie problemów, przerastających możliwości pojedynczego państwa. Niekiedy, tak jak w przypadku AIDS czy choroby nowotworowej, wykorzystuje się już istniejące zagrożenie, czasem, jak w przypadku efektu cieplarnianego, wykorzystuje się medialną histerię, kreowaną w oparciu o wątpliwe hipotezy naukowe, czasami powraca się do starych, wypróbowanych metod operacyjnych. Przykładem tej ostatniej taktyki jest globalne bezpieczeństwo.157 
Miarą sukcesu Gorbaczowa i jego Fundacji jest zdobyta popularność oraz długa lista wpływowych osobistości, które zdecydowały się poprzeć lub współtworzyć proponowane przez niego inicjatywy. Od 1995 roku, Fundacja Gorbaczowa organizuje co roku w San Francisco konferencje światowej elity (State of World Forum). Wśród uczestników imprezy pojawiają się nazwiska polityków, finansistów, magnatów medialnych, artystów: George Bush i Margaret Thatcher, James Baker i George Schultz, Thabo Mbeki i Vaclav Havel, Ted Turner, futurolog John Naisbitt, Jesse Jackson, jordańska królowa Noor, prezydent Rady Ziemi Maurice Strong, David Rockefeller, Zbigniew Brzeziński, Jane Fonda, liczni laureaci nagrody Nobla. Co ciekawe, pomimo uczestnictwa w tych spotkaniach tak wielu sławnych nazwisk, konferencje nigdy nie cieszą się zainteresowaniem mediów. Podczas ostatniej z nich, w 1999 roku, dominowało hasło "nowego światowego ducha". Światowa jedność umysłu, ducha i celu ma wywołać "kosmiczną świadomość", ukierunkowaną na ochronę środowiska, równy podział światowych zasobów itd. Mówiono o światowym pokoju, o rozbrojeniu nuklearnym, ekologii i potrzebie światowej federacji.158 
Jak na wiernego leninistę przystało, Gorbaczow wykazuje ogromne zainteresowanie sprawami religii, a w jego wypowiedziach występują liczne odniesienia do Jezusa Chrystusa i chrześcijaństwa: "Będę walczył do gorzkiego końca, nawet jeżeli mnie ukrzyżujecie. Przypomina mi się Jezus Chrystus w drodze na Golgotę. Szedł ulicami, a ludzie pluli na niego." I przy innej okazji: "Komunistyczna ideologia w czystej postaci jest spokrewniona z chrześcijaństwem. Jej główne idee to braterstwo wszystkich ludzi, niezależnie od narodowości, sprawiedliwość i równość, pokój i brak wrogości pomiędzy ludźmi".159 
Pod płaszczykiem religijnej retoryki, z pogranicza nawrócenia i bluźnierstwa, kryją się dywersyjne cele. Na konferencje "Światowego Forum" zapraszani są przywódcy religijni z całego świata: wyznawcy hinduizmu, buddyzmu, New Age, okultyści. Jedna z sesji odbywała się pod tytułem: "Globalny kryzys ducha i poszukiwanie znaczenia". Sam Gorbaczow wzywa do jedności pomiędzy buddyzmem i chrześcijaństwem. Jak stwierdza jeden z badaczy "słowa i czyny Gorbaczowa klasyfikują go jako leninowskiego przedstawiciela New Age. Pragnie zastąpić chrześcijaństwo nowym porządkiem religijnym, kombinacją humanizmu i panteizmu. W celu uatrakcyjnienia "nowej" religii, posługuje się chrześcijańską terminologią.... W rzeczywistości gorbaczowowska religia jest w swoich korzeniach antychrześcijańska."160 
Na czym polega fenomen popularności byłego genseka? W starych dobrych czasach pierestrojki i głasnosti nie mógł narzekać na brak zainteresowania. Czarujący uśmiech, względna elegancja, inteligentna żona i przede wszystkim pozycja generalnego sekretarza mogły od biedy tłumaczyć narastającą falę entuzjazmu. Ale w 1991 roku Gorbaczow, przynajmniej nominalnie, stracił pozycję polityczną. Tak jak niemal wszyscy, założył fundację i napisał wspomnienia. To go nie wyróżnia. Decydować może tylko jedno: ideologia, którą z powodzeniem promuje, stary i wypróbowany internacjonalizm, w modnej szacie globalizmu, światowych struktur i nowego ładu.
Ideologia globalistyczna nie jest wymysłem ostatniego dziesięciolecia, nigdy jednak nie miała w swym gronie tak dużej liczby aktywnych politycznie przywódców. Była domeną fanatycznych idealistów i szarych eminencji, ludzi takich jak zapomniany dziś nieco ojciec europejskiej integracji, Richard Coudenhove-Kalergi, czy Józef Retinger. Dziesięciolecia intensywnych działań, zakulisowych intryg, tuzin dyskretnych organizacji globalistycznych, takich jak Bilderberg, Komisja Trójstronna, Council on Foreign Relations, Klub Rzymski, Royal Institute of International Affairs, wszystko to przyniosło efekt w postaci wypróbowanych kadr aktywnych politycznie globalistów. W ten sposób doszło do paradoksalnej sytuacji, kiedy to całe elity polityczne, niezależnie od reprezentowanej opcji, których pierwszym obowiązkiem jest ochrona suwerenności własnych państw i narodów, stają się tej suwerenności największym zagrożeniem. 
W imieniu globalistów najlepiej przemawiają ich własne słowa. Szymon Peres, minister Spraw Zagranicznych Izraela, jeden z globalistycznych ekstremistów, mówił w 1994 roku: "Wszystkie nowe siły (takie jak technologia) nie mają nic wspólnego z suwerennością, granicami, flagami. Narodowa flaga należy do historii ludzkości. Uniwersalny paszport stanowi ścieżkę do przyszłości... Podróżujemy z jednej ery do innej." Otto von der Gablentz, ambasador Republiki Federalnej Niemiec w Moskwie: "Istnieje potrzeba tworzenia wspólnych struktur, które umożliwiłyby naszym rządom współdziałanie poprzez granice w walce z przestępczością. Narodowa suwerenność... nie odpowiada potrzebie chwili i traci na znaczeniu, mimo że jeszcze wielu trzyma się jej kurczowo." Strobe Talbott, zastępca Sekretarza Stanu USA: "W ciągu kolejnych stu lat narodowość całkowicie straci znaczenie; wszystkie państwa będą uznawać jeden światowy rząd. Istnienie wszystkich krajów jest oparte na umowie społecznej. Bez znaczenia jak trwałe i nawet święte mogą się one wydawać w dowolnym czasie, w rzeczywistości wszystkie one są sztuczne i przejściowe."161 Prezydent Federalnej Republik Niemiec, Roman Herzog, człowiek, którego najważniejszym zadaniem powinna być obrona suwerenności państwa mówił na spotkaniu historyków w 1996 roku: "Jesteśmy świadkami nowej ery... W końcu wieku znajdujemy się w punkcie wyrastania ponad dotychczasową formę państwa narodowego, która pociągnęła kontynent w otchłań... państwo narodowe, z właściwą sobie koncepcją suwerenności, przeżyło się. Państwo narodowe jest zbyt małe dla większych problemów, jakie przynosi życie, i zbyt duże dla wielu mniejszych. Obserwujemy to codziennie: wiele problemów, niekiedy o ogromnym znaczeniu, przed długi czas nie może doczekać się właściwego rozwiązania na poziomie narodowym. Drogą dla naszych poczynań w przyszłości może być tylko: Europa."162 
Sama w sobie globalizacja nie stanowi problemu. Do pewnego stopnia jest naturalnym efektem cywilizacyjnym. W epoce błyskawicznej komunikacji: samolotów ponaddźwiękowych, telewizji satelitarnej, internetu żyjemy wszyscy bliżej siebie, stąd i dzielące nas różnice ulegają pewnemu zatarciu. Istota problemu nie tkwi w samej globalizacji, ale w celach do realizacji których ma posłużyć. A stawka jest wysoka: praktyczne urzeczywistnienie idei konwergencji - utworzenie Światowego Rządu i Nowy (Socjalistyczny) Porządek Świata: "Zachodni globaliści współpracują, świadomie lub nieświadomie, z leninowskimi strategami w Moskwie i Pekinie, którzy są prawdziwymi współczesnymi twórcami programu "Nowego Porządku Świata", a więc zastąpienia państw narodowych przez Rząd Światowy, który, zgodnie z ich intencjami, będzie socjalistyczną (komunistyczną) Światową Dyktaturą." W tym celu komuniści "wykorzystują fabianistów, liberałów, wybranych okultystów, globalistów i innych, którzy nie rozumieją, że Rząd Światowy musi być z założenia dyktaturą".163 
To co zdecydowało o popularności Gorbaczowa i niebywałej atrakcyjności pierestrojki wynikało w prostej linii z idei konwergencji. Świat marzył o pokoju, marzył o zbliżeniu z przebudowywanym totalitaryzmem, przebudowa dawała nadzieję na urzeczywistnienie tego celu. Stereotypowy obraz Związku Sowieckiego lat dziewięćdziesiątych, upadłego kolosa pogrążonego w chaosie, istotnie nadwątlił pokłady optymizmu, ale samej nadziei nie odebrał. O tym, że program pierestrojki nie ograniczał się tylko do samego Związku Sowieckiego, ale dotyczył całego świata, nie chciano słyszeć. Za to sam Gorbaczow nie ukrywał prawdziwych intencji:

"Sukces przebudowy wykaże, że socjalizm jest nie tylko w stanie rozstrzygnąć historyczne zadanie wzniesienia się na wyżyny postępu naukowo-technicznego, lecz także rozwiąże to zadanie z największą społeczną i moralną efektywnością, metodami demokracji i w imię człowieka i jego własnymi siłami, jego umysłem, kwalifikacjami, talentem, sumieniem i poczuciem odpowiedzialności wobec innych ludzi.
Powodzenie przebudowy ujawni ograniczoność klasową i egoizm sił dominujących obecnie na Zachodzie, oszalałych na punkcie militaryzmu, wyścigu zbrojeń i poszukiwania "wrogów" na całym świecie.
Powodzenie przebudowy pomoże krajom rozwijającym się określić drogi modernizacji gospodarczej i społecznej bez ustępstw wobec neokolonializmu i bez konieczności rzucania się w kocioł kapitalizmu.
Powodzenie przebudowy będzie rozstrzygającym argumentem w historycznym sporze o to, jaki ustrój bardziej odpowiada interesom ludzi. Wizerunek Związku Radzieckiego oczyszczony z nawarstwień, jakie powstały w ekstremalnych warunkach, zyska na atrakcyjności, stanie się żywym wcieleniem zalet, które z samej zasady właściwe są systemowi socjalistycznemu. Ideały socjalizmu zyskają nowy impuls."164

Witając triumfalnie pierestrojkę popełniono najfatalniejszy błąd. Myślano: Związek Sowiecki się reformuje, normalnieje, zmierza ku demokracji. Zdołano nawet ogłosić kres "zimnej wojny", zapraszając dawnego wroga do wspólnego domu. Przeoczono najważniejsze, to, że konwergencja ma zostać osiągnięta na "ich" (komunistycznych) warunkach. 
Przez dziesięciolecia triumfalnego pochodu bolszewickiej rewolucji obowiązywał w tzw. "wolnym świecie" urzędowy mit o możliwości liberalizacji systemu sowieckiego. O tym, że był to tylko mit, naiwne wishful thinking, czy po prostu bolszewicka prowokacja, decydowała praktyka kolejnych niepowodzeń. Każdorazowo ustrój komunistyczny okazywał się niereformowalny. Czy jednak fiasko przemodelowania systemu od totalitaryzmu ku demokracji oznacza równocześnie niemożność osiągnięcia podobnego celu, tyle że w odwrotnym kierunku? Czy niemożliwe jest pokojowe przejście od demokracji do totalitaryzmu?
Wiek dwudziesty w swojej obfitości epokowych wydarzeń zadbał o klarowną odpowiedź. Dzieje demokracji weimarskiej i hitlerowskiej III Rzeszy nie pozostawiają złudzeń, co do możliwości takiego rozwiązania. Demokracja, niczym kurze jajo dla pisklęcia, dostarcza zarówno budulca jak i pożywki dla nowego stworzenia. Sama umiera i wydaje owoce. Utożsamiana z pojęciem równości zawiera w sobie podstawową słabość - egalitaryzm. Demokracja jest populistyczna, ślepa, podatna na propagandę. O racjach politycznych decyduje sympatia tłumu. Kto zdobędzie jego zaufanie, wygrywa. Jeżeli demokracja nadal istnieje, dzieje się tak dlatego, ponieważ żadna z ścierających się sił nie może zdominować rywala. Gdy tej równowagi brakuje, upada.
Komunizm nie przywiązywał nigdy wagi do rywalizacji na wolnym rynku demokracji. Demokracją gardzi. Rewolucja, zbrojny przewrót, dyktatura i terror to atrybuty prawdziwego bolszewika. Lenin nie wdawał się w parlamentarne dyskusje, parlamenty rozpędzał. Nie polemizował z wolną prasą, wolał zamykać gazety. Zamiast rozmawiać z opozycją, mordował jej przedstawicieli. 
A jednak Lenin na swojej bezkompromisowej drodze nie cofał się przed żadnym, nawet najbardziej hańbiącym, ustępstwem. Był prawdziwym mistrzem defensywy - jeden krok w tył, dwa do przodu - to była jego dewiza. Gdy trzeba było podpisać upokarzający pokój z Niemcami, podpisywał. Gdy należało układać się z Piłsudskim, rozmawiał. Gdy praktyka komunizmu wojennego doprowadziła Rosję Sowiecką na krawędź przepaści, w ciągu kilku tygodni wprowadził Nową Politykę Ekonomiczną. Jedna 
z jego najważniejszych prac Dziecięca choroba lewicowości poświęcona jest trudnej sztuce oportunizmu. Nie inaczej postępowali następcy wodza rewolucji, jeżeli oczywiście wymagała tego sytuacja. Stalin z równie wielką sprawnością terroryzował i mordował miliony, jak rozprawiał z wielkimi świata o przyszłości demokracji. Chruszczow, zależnie od okoliczności, gromko potępiał zmarłego pryncypała, bądź walił butem w pulpit Narodów Zjednoczonych. Dialektyka oportunizmu to, można powiedzieć, elementarz dla każdego wykształconego i doświadczonego komunisty. Co innego jednak ustępstwo, a co innego odejście od obranego kursu.
Nie wszyscy komuniści byli zwolennikami zbrojnej rewolty. Krwawy sukces w Rosji wcale nie oznaczał, że stanowi ona uniwersalną receptę na przejęcie władzy. Przebieg wydarzeń w pierwszej połowie lat 20-tych zdecydowanie to potwierdził. Rewolucja przegrywała, a zdemoralizowane wojną i nędzą masy odchodziły od proletariackich ideałów. W tej dokładnie chwili pojawił się człowiek, który postanowił sformułować antidotum na kryzys bolszewickiej strategii: Antonio Gramsci.
Urodzony na Sardynii w 1891 roku Gramsci studiował filozofię i historię na uniwersytecie w Turynie. Od 1913 był członkiem partii socjalistycznej, a 3 lata później zrezygnował ze studiów i został zawodowym politykiem. W 1919 roku założył prokomunistyczną gazetę Nowy Porządek, a 2 lata później, wspólnie z Palmiro Togliattim, partię komunistyczną. W 1924 roku zostaje deputowanym, w 1926 aresztowany i sądzony w 1928, zostaje skazany na 12 lat więzienia, którego nie opuścił niemal do samej śmierci w 1937 roku.
Najważniejszy okres aktywności Gramsciego przypada na początek lat dwudziestych, kiedy to liczono jeszcze na zwycięski pochód rewolucji. W 1920 roku Gramsci współorganizował i opracował teoretycznie tzw. turyńskie rady fabryczne, które miały stać się zaczynem bolszewickiej rewolucji: "Dzisiaj komitety te ograniczają się do władzy kapitalisty w fabryce i pełnią funkcje arbitrażowe i dyscyplinarne. Rozszerzone i wzbogacone, staną się jutro organami władzy proletariackiej i zastąpią kapitalistę, we wszystkich jego użytecznych funkcjach kierowania i zarządzania przedsiębiorstwem."165 Wkrótce po spacyfikowaniu ruchu i po przejęciu władzy przez Mussoliniego wyjechał do Moskwy, biorąc aktywny udział w pracach Kominternu. Gramsci podzielał leninowski cel polityczny - budowę "robotniczego raju", już jednak wówczas miał swój własny, oryginalny pomysł na jego realizację.
Dobrze zaznajomiony ze specyfiką włoskiej obyczajowości i kultury Gramsci uważał, że chrześcijaństwo jest siłą wiążąca razem całe społeczeństwo: chłopów, robotników, arystokrację, duchowieństwo w jednorodną kulturę. Na tej podstawie polemizował z leninowską tezą, że masy mogą powstać i obalić rządzącą nadbudowę. Nie pozwoli im na to ich chrześcijańska wiara. Ludzie nie będą walczyć o coś, w co tak naprawdę nie wierzą. 
Instytucje społeczne takie jak szkoła, partie polityczne, media, kościoły i inne odgrywają znacznie większą rolę w zdobyciu i utrzymaniu dominacji aniżeli sama władza polityczna. Klasa rządząca dąży do ustanowienia moralnego i ideologicznego przywództwa, hegemonii nad społeczeństwem poprzez zakorzenienie tych wartości wśród większości społeczeństwa. Wypływa stąd, zdaniem Gramsciego, wniosek, że ruch rewolucyjny nie może się ograniczać wyłącznie do obalenia państwa, musi odnieść zwycięstwo także, a może przede wszystkim, w dziedzinie wartości, łamiąc intelektualną i kulturalną dominację klasy rządzącej. Ruch rewolucyjny musi stworzyć kontr hegemonię, co oznacza ustanowienie ruchu socjalistycznego z jego własnymi instytucjami. 
W odróżnieniu od "wojny manewrowej" (która udała się w Rosji ze względu na słabość caratu), w sytuacji, gdy klasa rządząca w pełni panuje nad społeczeństwem, powinna być prowadzona "wojna pozycyjna", wojna o społeczeństwo.166 
Wbrew rozpowszechnionej opinii Gramsci nie zostawił gotowej recepty na budowę rewolucyjnego ruchu. Nie stworzył żadnego dogmatu. Zdecydowaną większość jego pisarskiego dorobku stanowią teksty pisane w trudnych, wręcz ekstremalnych warunkach uwięzienia i przewlekłej choroby. Jego przekaz jest często niejasny. Z całości wyłania się jednak idea, która na dobre odmieniła mentalność bolszewickich rewolucjonistów:
"Cóż może przeciwstawić klasa nowatorska temu gigantycznemu kompleksowi szańców i fortyfikacji klasy panującej? Musi mu przeciwstawić ducha rozłamu (podk. A.G.), czyli stopniowe zdobywanie własnej świadomości historycznej, ducha rozłamu... wszystko to wymaga stopniowej pracy ideologicznej, a pierwszym jej warunkiem jest dokładna znajomość terenu badań.167 
Wynikają z tego określone wskazania dla każdego ruchu kulturalnego, który chciałby zastąpić ogólnie przyjęte poglądy [światopogląd chrześcijański] i w ogóle wszelkie dawne koncepcje świata: 1) niezmordowanie powtarzać własne argumenty... powtarzanie jest bowiem środkiem dydaktycznym, działającym najskuteczniej na umysłowość ludu...168 
Nasza doktryna nie jest doktryną zbuntowanych niewolników, jest to doktryna władców, którzy w codziennym trudzie przygotowują broń, by zapanować nad światem."169

Zdaniem amerykańskiego komunisty i eksperta od Gramsciego, Carla Boggsa, być może żaden z dwudziestowiecznych teoretyków nie przyczynił się w większej mierze do odrodzenia marksizmu niż Antonio Gramsci, którego dzieła stały się począwszy od wczesnych lat 60-tych niezwykle popularne w zachodnich sferach lewicowych.170 Decydowały uniwersalizm i prostota przekazu włoskiego komunisty. Gramsci odkrył istotny mechanizm, który rządzi współczesnym społeczeństwem: o zakresie wpływów nie decyduje wyłącznie władza polityczna, ale także instytucje społeczne, kulturalne, religijne. Zwycięstwo w tych obszarach aktywności zapewni również władzę polityczną. Potrzebny jest "długi marsz poprzez instytucje" - media, uniwersytety, kościoły, centra władzy i kultury.171 Ale samo przejęcie instytucji nie zapewni hegemonii. Potrzebne jest zniszczenie fundamentów obyczajowych, religijnych, moralnych, na których opiera się stare społeczeństwo: szacunku dla władzy, poszanowania religii, przywiązania do instytucji rodziny.
Jako jeden z najważniejszych komunistycznych ideologów XX wieku, Gramsci uchodzi za teoretyka, który postawił marksizm na głowie, argumentując, że to nadbudowa determinuje polityczną bazę, a nie, jak chciał tego Marks, odwrotnie.172 Jednocześnie ideowe powinowactwo Gramsciego z naukami Marksa i Engelsa nie budzi wątpliwości. Obok zasadniczych kwestii, jak walka klas, władza, własność środków produkcji, wszyscy trzej ogromne znaczenie przywiązywali do dziedziny moralnej, obyczajowej, zagadnień religii, rodziny i wychowania. W tym sensie Gramsci jedynie uwypuklił istotną treść ideologii marksistowskiej.
Manifest komunistyczny to w istocie polemika z przeciwnikami zawłaszczenia własności prywatnej, zniesienia rodziny, przeciwnikami społecznego wychowania dzieci, obrońcami religii chrześcijańskiej. Podobnie jak u Gramsciego, walka toczy się w sferze "nadbudowy":

Zniesienie rodziny! Nawet skrajni radykałowie oburzają się na ten haniebny zamiar komunistów. Na czym opiera się współczesna rodzina, rodzina burżuazyjna? Na kapitale, na dorobku prywatnym. Całkowicie rozwinięta istnieje ona tylko dla burżuazji; ale jej uzupełnieniem jest przymusowy brak rodziny u proletariuszy oraz prostytucja publiczna. Rodzina burżuazyjna zaniknie naturalnie wraz z zanikiem tego swego uzupełnienia... Zarzucacie nam, że chcemy znieść wyzysk dzieci przez rodziców? Przyznajemy się do tej zbrodni. Ale - powiadacie - najtkliwsze stosunki skazujemy na zagładę, gdy wychowanie domowe zastępujemy przez społeczne... Burżuazyjne frazesy o rodzinie i wychowaniu, o tkliwym stosunku między rodzicami a dziećmi stają się tym wstrętniejsze, im bardziej... zerwane zostają wszelkie więzy rodzinne u proletariuszy... Ale wy, komuniści, chcecie wprowadzić wspólność żon - wrzeszczy nam chórem cała burżuazja... Nie ma zresztą nic śmieszniejszego niż wysoce moralne oburzenie naszych bourgeois z powodu rzekomej oficjalnej wspólności żon u komunistów. Komuniści nie mają potrzeby wprowadzać wspólności żon, istniała ona niemal zawsze.
Nasi bourgeois, nie zadawalając się tym, że mają do rozporządzenia żony i córki swych robotników - nie mówiąc już o prostytucji oficjalnej - znajdują specjalną przyjemność we wzajemnym uwodzeniu swoich małżonek. Komunizm zaś znosi wieczyste prawdy, znosi religię, moralność, zamiast nadać im nową formę... Do czego sprowadza się to oskarżenie?... Rewolucja komunistyczna jest najradykalniejszym zerwaniem z przekazanymi nam stosunkami własności; nic dziwnego, że w swym przebiegu przyniesie ona również najradykalniejsze zerwanie z przekazanymi nam ideami...
173

Dopełnieniem nieco dwuznacznego, chwilami niejasnego Manifestu jest późniejsza o 30 lat praca Fryderyka Engelsa Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa:

Co to znaczy: nieuregulowane stosunki płciowe? Znaczy to, że działające obecnie lub za dawniejszych czasów zakazy ograniczające wówczas nie istniały... Niewątpliwie stwierdzone jest również, że zazdrość jest uczuciem zjawiającym się stosunkowo późno. To samo dotyczy pojęcia kazirodztwa. Nie tylko brat i siostra byli niegdyś mężem i żoną - u wielu ludów dziś jeszcze dozwolone są stosunki płciowe pomiędzy rodzicami i dziećmi.174 
Nie była ona [monogamia] bynajmniej owocem indywidualnej miłości płciowej, z którą nie miała nic wspólnego, ponieważ małżeństwa pozostały jak dawniej małżeństwami z wyrachowania...
Tak więc małżeństwo monogamiczne bynajmniej nie wkracza do historii jako pojednanie między mężczyzną i kobietą, a tym mniej jako jego najwyższa forma. Przeciwnie. Występuje ono jako ujarzmienie jednej płci przez drugą, jako proklamowanie... wrogości płci...
... pierwsze przeciwieństwo klasowe, jakie występuje w historii, zbiega się z rozwojem antagonizmu między kobietą a mężczyzną w małżeństwie pojedynczej pary, a pierwszy ucisk klasowy - z uciskiem żeńskiej płci przez męską.
175 
Wraz z przejściem środków produkcji na własność społeczną pojedyncza rodzina przestaje być gospodarczą jednostką społeczeństwa. Prywatne gospodarstwo domowe przekształca się 
w przemysł społeczny. Opieka nad dziećmi i ich wychowanie stanie się sprawą społeczną: społeczeństwo będzie się opiekować wszystkimi dziećmi jednakowo...
176

Nie bez powodu klasycy ideologii komunistycznej poświęcali tak wiele uwagi sprawom rodzinnym, "rodziny burżuazyjnej", małżeństwu monogamicznemu, wychowaniu dzieci. Powstawały całe traktaty naukowe, poświęcane kwestiom rodziny, stosunków społecznych, płci, analogii uzasadniających wygodne tezy poszukiwano nawet w świecie zwierząt. Pierwsi konstruktorzy człowieka nowego typu, nowego społeczeństwa, świetnie rozumieli znaczenie instytucji rodziny i jej podstawowej funkcji wychowawczej. Bez jej wykorzenienia, stworzenie nowego oblicza świata nie było możliwe. W pewnym sensie potwierdzali w ten sposób prymat "nadbudowy" nad "bazą" oraz słowa swojego włoskiego spadkobiercy, który odrobinę prześcigał ideową śmiałością antenatów:

Cała funkcja wychowania i kształcenia nowych pokoleń musi stać się z prywatnej funkcją publiczną...
... równolegle ze szkołą jednolitą rozwijać się będzie przypuszczalnie sieć przedszkoli i innych pokrewnych instytucji, w których jeszcze przed osiągnięciem wieku szkolnego dzieci wdrażane będą do pewnej dyscypliny...
Szkoła jednolita... winna kultywować życie zbiorowe w dzień i w nocy...
177 
Instynkt płciowy doznawał w toku rozwoju społeczeństwa więcej przeszkód i zahamowań niż jakikolwiek inny. Jego "regulowanie" z racji zawartych w nim sprzeczności, a także perwersji, jakie mu się przypisuje, wydaje się czymś szczególnie "nienaturalnym", stąd też tak częste w tej dziedzinie odwoływanie się do "natury".
178 
Nowy typ człowieka, jakiego wymaga racjonalizacja produkcji i pracy, nie może się rozwinąć, dopóki życie płciowe nie zostanie odpowiednio uregulowane, dopóki i to także nie będzie "zracjonalizowane".
179

Na drodze do budowy społeczeństwa nowego typu instytucja rodziny z jej funkcją wychowawczą miała ulec destrukcji. Nowy ład miał być oparty na przymusie, a ten wykluczał podmiotowość człowieka i rodziny. Gramsci interesował się zagadnieniem przymusu w organizacji produkcji. Był zdania, że wprowadzona przez Trockiego w Rosji "zasada bezpośredniego i pośredniego przymusu w dziedzinie organizacji produkcji i pracy była słuszna"180 , uważał jednak, że zastosowane środki, tworzenie zmilitaryzowanych armii pracowników, były niewłaściwe. O wiele lepsze rezultaty osiągano w amerykańskich przedsiębiorstwach Forda. Gramsci nie szczędził słów uznania dla "amerykańskiego fenomenu, który stanowi największy po dziś dzień zbiorowy wysiłek zmierzający do wytworzenia - w niesłychanym tempie i z nigdy dotychczas nie spotykaną świadomością celu - nowego typu pracownika i człowieka".181 
Fordowscy inspektorzy badali nie tylko wydajność pracy robotników, zajmowali się również ich życiem prywatnym. "Badali" "moralność" robotników, spożycie alkoholu, ich życie rodzinne i seksualne. Wszystko po to, aby uzyskać trwałą sprawność mięśniowo-nerwową swoich robotników. Gramsci z uznaniem stwierdzał, że "walka z alkoholizmem, tym najgroźniejszym czynnikiem destrukcji sił robotniczych, staje się funkcją państwa".182 To samo dotyczyło życia płciowego, bo, jak mówił "nadużywanie i nieregularność funkcji płciowych jest najgroźniejszym po alkoholizmie wrogiem energii nerwowej".183 W systemie amerykańskim upatrywał pozytywnych i pionierskich tendencji: "Podejmowane przez Forda próby wglądania, za pomocą kadry inspektorów, w życie prywatne swych podwładnych i kontrolowanie, na co wydają swoje zarobki i w ogóle jak żyją, to oznaka tendencji na razie jeszcze "prywatnych" i ukrytych, ale które w pewnym momencie mogą stać się ideologią państwową, zaszczepioną na purytańskiej tradycji...184 .
Podczas procesu w maju 1927 roku w Rzymie prokurator domagający się szczególnie wysokiej kary dla Gramsciego, powiedział: "należy przeszkodzić funkcjonowaniu tego mózgu przez lat dwadzieścia".185 Przedstawiciel faszystowskiego wymiaru sprawiedliwości wykazał się tym samym wielką przenikliwością, ale ust Gramsciemu nie zamknął. Gramsci pisał do końca życia, a wierni przyjaciele i ideowi spadkobiercy zadbali, żeby jego nauki "wojny pozycyjnej", "marszu poprzez instytucje" i "kontr hegemonii" znalazły zastosowanie w życiu.
W latach 50-tych ideologiczny wpływ Gramsciego najwyraźniej uwidocznił się w partii włoskiej, której przewodniczącym był najbliższy w swoim czasie współpracownik Gramsciego, P. Togliatti. Gramsci nadawał się wyśmienicie do wypełnienia politycznej próżni wywołanej fiaskiem ery Stalina. Partia, nie tylko włoska, potrzebowała lekarstwa na najgorszą z możliwych, politycznych przypadłości - kompromitację, a w zapiskach Gramsciego była gotowa recepta. W ciągu kolejnych dwóch dziesięcioleci zachodnie partie komunistyczne wzmocniły szeregi na tyle, aby w niedalekiej przyszłości realnie myśleć o przejęciu władzy. Na bazie idei Gramsciego, ogłoszonego wkrótce twórcą "włoskiej drogi" do komunizmu 186, powstawał eurokomunizm, a w wyborach do Izby Deputowanych w 1976 r. włoska partia komunistyczna uzyskała 34,4% głosów.187 
Eurokomunizm nie był jedynym i najważniejszym owocem twórczości Gramsciego. Jego dokonaniami interesowali się zarówno sowieccy stratedzy przygotowujący głasnost i pierestrojkę w Związku Sowieckim188 , jak i ich liberalni partnerzy w konwergencji po drugiej stronie Atlantyku. To właśnie ci ostatni w najpełniejszym stopniu wykorzystywali i wykorzystują po dziś dzień nauki sardyńskiego filozofa.
Ideologia Gramasciego pojawiła się na amerykańskim rynku politycznym na przełomie lat 50-tych i 60-tych za sprawą amerykańskiego Instytutu Studiów Politycznych. Scott Powell dociekliwy obserwator poczynań Instytutu, pisał latem 1988 roku:

Inspiracja i kierunek działalności IPS pochodzi od Antonio Gramsciego, włoskiego komunisty-teoretyka, który postawił Marksa na głowie, argumentując, że kulturalna nadbudowa determinuje polityczną i ekonomiczną bazę. Podobnie jak Gramsci, członkowie IPS przyjęli imperatyw "długiego marszu poprzez instytucje" - media, uniwersytety, instytucje publiczne, religijne i kulturalne. Poprzez oddziaływanie przez te instytucje, wartości kulturalne zostaną zmienione a moralność osłabiona, przygotowując warunki do przejścia władzy politycznej i ekonomicznej w ręce radykalnej lewicy. 
Publikacje IPS-u, filmy i inne prace odnoszą się do wartości humanistycznych, ale umieszczają te wartości w krzywym zwierciadle rzeczywistości. Fakt, że IPS jest zazwyczaj określany jako organizacja liberalna wskazuje, że Instytut z powodzeniem maskuje swój radykalny charakter przed tradycyjnymi liberałami, lub, że znaczenie słowa liberalizm zostało radykalnie zmienione.
189

Gramsci miał i ma do tej pory ogromny wpływ na lewicowe kręgi amerykańskie. W przeciwieństwie jednak do innych wielkich komunistycznego świata: Marksa, Lenina, Mao, Trockiego, Che Geavary, Marcuse`a, uznanie dla jego nazwiska nie wiąże się z otwartym, egalitarnym kultem jednostki. Jego twarz nie pojawiała się na transparentach i plakatach. Nauki Gramsciego nie są dla wszystkich, są dla elity. Stąd ideowy urobek Gramsciego łatwiej obserwować nie przez bezpośrednie odniesienie do jego nauki, ale poprzez spustoszenie cywilizacyjne: społeczne, polityczne, obyczajowe i religijne, jakie na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat dokonało się w Stanach Zjednoczonych.
Stany Zjednoczone przez długie dziesięciolecia uważane były słusznie za ostoję wolności. Szczególnie dla narodów zniewolonych Ameryka była symbolem walki i oporu wobec komunistycznej tyrani. Sprawiedliwość, równość wobec prawa, wolność sumienia, słowa i podróżowania to powszechnie uznawane przymioty amerykańskiej republiki. Dzięki nim Ameryka słusznie uchodziła za wroga i to wroga potężnego Związku Sowieckiego i wszystkich pozostałych państw komunistycznych. Niestety, ten obraz należy poddać znacznemu retuszowi. Ameryka od dawna nie jest już ideałem, a królująca tam ideologia ma o wiele więcej wspólnego z twórcami fantazji totalitarnych, aniżeli z założycielami amerykańskiej republiki.
Jezuicki teolog i członek Fundacji Mindszentego, ojciec John A. Hardon wyraził swoje poglądy jednoznacznie: "Pod koniec dwudziestego wieku obserwujemy najpoważniejszy kryzys chrześcijaństwa w historii. W mojej ocenie, w centrum tego kryzysu znajduje się głęboka penetracja marksizmu w życie naszego kraju. Myślę, że mogę powiedzieć jeszcze więcej. Nasza ojczyzna jest państwem marksistowskim. Czy mogę to powiedzieć jeszcze mocniej? Stany Zjednoczone Ameryki są najpotężniejszym marksistowskim państwem na świecie."190 Powołując się na encyklikę Piusa XI "O ateistycznym komunizmie" ojciec Hardon wymienia kilkanaście wyznaczników ideologii marksistowskiej, obecnych w życiu współczesnej Ameryki, wśród nich: mesjanistyczny idealizm (czyli osiągnięcie "raju" na ziemi); równość i braterstwo (dążenie do społeczeństwa "bezklasowego"); idea postępu poprzez konflikt; prymat grupy nad jednostką; zniesienie własności prywatnej; odrzucenie instytucji małżeństwa i rodziny; kontrola jednostki poprzez kolektyw. Najbardziej zdecydowany atak można obserwować, zdaniem Hardona, w dwóch dziedzinach: emancypacji kobiet, rozumianej jako prawo do wycofania się z życia rodzinnego i opieki nad dziećmi, i odrzucenia praw rodziców do wychowania i kształcenia dzieci.191 
Paul Weyrich, prezes Fundacji Kongresu Wolności, w liście skierowanym do sympatyków, określił obecną kondycję Ameryki w jeszcze bardziej dramatyczny sposób:

Nie można ignorować faktu, że Stany Zjednoczone stają się państwem ideologicznym. Ideologia politycznej poprawności, która otwarcie wzywa do zniszczenia naszej tradycyjnej kultury, tak dalece zawładnęła naszym życiem politycznym, naszymi instytucjami, że jej zgubny wpływ dotarł nawet do instytucji Kościoła. Całkowicie opanowała środowisko akademickie. Obecnie rozprzestrzenia się w przemyśle rozrywkowym, a wkrótce może kontrolować dosłownie każdy aspekt naszego życia.
Zwolennicy politycznej poprawności, którą bardziej trafnie można określać jako "kulturowy marksizm", działają w ściśle przemyślany sposób... Dziś niewiele brakuje, aby Stany Zjednoczone stały się państwem całkowicie zdominowanym przez obcą ideologię, ideologię zdecydowanie wrogą wobec zachodniej kultury. Już dzisiaj, po raz pierwszy w swoim życiu, ludzie obawiają się swoich własnych słów. W historii naszego kraju podobne zjawisko nigdy nie miało miejsca. A jednak, jeśli dzisiaj powiesz "coś złego", natychmiast masz problemy z prawem, polityczne problemy, możesz nawet stracić pracę, albo zostać wydalonym z uczelni. Pewne tematy są zakazane. W wielu przypadkach nie wolno dochodzić prawdy. Jeśli to uczynisz, zostaniesz natychmiast zakwalifikowany jako "rasista", "seksista", "niewrażliwy".... 
Kulturowy marksizm wygrywa w walce przeciwko naszej kulturze... To co jeszcze kilka lat temu Amerykanie uznawali za niemożliwe do zaakceptowania, dzisiaj jest nie tylko tolerowane, ale i celebrowane. Nie wierzę, że wciąż dysponujemy moralną większością. Nie wierzę, że większość Amerykanów podziela obecnie nasze wartości.
192

Zdaniem publicysty The New American, Gary Benoit 193, szczerość Weyricha zwróciła uwagę dominujących mediów, które znalazły w jego wypowiedzi potwierdzenie przegranej prawicy w kulturowej wojnie pomiędzy starym moralnym porządkiem i "oświeconą nową moralnością". To bez wątpienia dobra wiadomość dla przedstawicieli kulturowej elity, odpowiedzialnych za moralne zniszczenie. Równocześnie, jest to bardzo zła wiadomość dla Ameryki. Benoit przywołuje wypowiedź de Tocqueville"a sprzed 160 lat, który napisał, że "Ameryka jest wielka, ponieważ jest dobra. Jeśli przestanie być dobra, utraci także swoją wielkość". Biorąc pod uwagę panujący nihilizm oraz relatywizm moralny, Ameryka już straciła możliwość odróżnienia zła od dobra. Jak to się wszystko dzieje? Zdaniem Benoit, elity stojące za przemysłem rozrywkowym, między innymi za stacją MTV, konsekwentnie realizują zdefiniowany przez Gramsciego cel kulturowego przewrotu. Eksponentem nowej kultury, kultury MTV, jest Bill Clinton, którego obecność w Białym Domu, jest dowodem skuteczności strategii Gramsciego. Clinton chętnie korzysta z moralnej anarchii, w której stworzeniu dopomógł, zgodnie z wolą swoich totalitarnych doradców. Z równie wielką swobodą potrafi zapowiadać ograniczenie podstawowych swobód obywatelskich. Przy okazji dyskusji nad sprawą dostępu do broni palnej, mówił: "Mamy do czynienia ze zbyt dużą ilością przypadków nieodpowiedzialnego zachowania. Stąd wielu ludzi uważa, że mamy u siebie za dużo wolności osobistej. W przypadkach, kiedy wolność osobista bywa nadużywana, musisz podjąć kroki, aby tę wolność ograniczyć." Na szczęście, zdaniem Benoit i wbrew pesymistycznej ocenie Weyricha, Amerykanie nie są jeszcze gotowi do przyjęcia podobnego światopoglądu: "Gdyby przeciętny Amerykanin już teraz przyjął światopogląd Billa Clintona i innych propagatorów amoralności, nie byłoby powodu do zgłaszania pretensji. W takim przypadku to sami Amerykanie podjęliby decyzję o zamianie niebezpiecznej wolności na bezpieczeństwo Wielkiego Brata. Straciliby nie tylko swoje poczucie moralności, ale zaufanie do samych siebie, i w ten sposób utraciliby bezpowrotnie szlachetne przymioty wolnych mężczyzn i kobiet."
William Norman Grigg, inny publicysta The New American 194, również podejmuje wyzwanie Paula Weyricha: czy lewica wygrała amerykańską wojnę kulturową? Omijając kwestię impeachementu, Grigg jest przekonany, że amerykańska kultura, za sprawą radykalnej lewicy, przechodzi dramatyczną transformację. Wszystkie te zmiany nie są wynikiem masowych ruchów społecznych, ale są odbiciem lewicowości i liberalizmu prawników, sędziów, urzędników federalnych, kadry profesorskiej, nauczycieli, pracowników społecznych, dziennikarzy, scenarzystów, w tym sensie stanowią odzwierciedlenie jednego z najważniejszych elementów strategii Gramsciego - wojny pozycyjnej. Pomimo wszystko wnioski Grigga są raczej optymistyczne: "Amerykańska tradycja indywidualizmu pozostaje żywotną częścią naszego dziedzictwa. I wbrew całym dekadom zmasowanej indoktrynacji odnośnie rzekomych zalet kolektywizmu, większość Amerykanów nadal dba o swoje indywidualne prawa...".
Niewątpliwym impulsem dla wypowiedzi Weyricha i żywej reakcji na nią była porażka amerykańskich konserwatystów w otwartej wojnie z urzędującym prezydentem. Najbardziej bolesna była jednak nie sama przegrana, ale reakcja społeczeństwa, które mimo licznych i przekonujących dowodów kłamstwa Clintona, w ogromnej większości opowiedziało się po jego stronie. Weyrich, pisząc o "moralnej mniejszości", miał na uwadze nie tylko incydentalną porażkę sondażową, która w warunkach demokracji jest rzeczą naturalną, ale o wiele głębsze i obszerniejsze przyczyny, składające się na kryzys amerykańskiego społeczeństwa.
Tego, co dzieje się z dwudziestowiecznym symbolem bezprzymiotnikowej wolności nie sposób zrozumieć nie odwołując się do kluczowego pojęcia "politycznej poprawności". To ona decyduje o tym, że społeczeństwo trawi obawa przed użyciem niewłaściwego słowa, obawa przed oskarżeniami o napastliwość, brak wrażliwości, o rasizm, seksizm, albo homofobię.
Bill Lind, dyrektor Centrum Kulturowego Konserwatyzmu, działającego w ramach Fundacji Kongresu Wolności, pokusił się o definicję i genealogię tego zjawiska195 :

Pojęcie powstało w postaci żartu, komiksowego dowcipu, i nadal jesteśmy skłonni traktować je na pół serio. W rzeczywistości, jest ono śmiertelnie poważne. To jest wielka choroba naszego kraju, ta sama choroba, która doprowadziła do śmierci dziesiątki milionów ludzi w Europie, w Rosji, w Chinach, dosłownie na całym świecie. To jest choroba ideologii. Polityczna poprawność nie jest zabawna. Jest śmiertelnie poważna.
Jeżeli spojrzymy na zjawisko w sposób analityczny, historyczny, szybko odnajdziemy jego istotę. Polityczna poprawność jest kulturowym marksizmem. Zjawiskiem przeniesionym z obszaru ekonomii w dziedzinę kultury. Jego korzeni należy szukać nie w ruchach hippisowskim i pokojowym lat 60-tych, ale znacznie wcześniej, w okresie I wojny światowej. Jeśli porównamy podstawowe dogmaty politycznej poprawności z klasycznym marksizmem, podobieństwa staną się oczywiste.

Najlepszym terenem obserwacji politycznej poprawności są, zdaniem Linda, ośrodki uniwersyteckie, przypominające w dużej mierze stosunki panujące w Korei Północnej. Studenci próbujący przekroczyć linię wytyczoną przez różnego rodzaju aktywistów rychło napotykają poważne problemy prawne.
Obie ideologie mają charakter totalitarny. Marksizm twierdzi, że historia jest zdeterminowana przez własność środków produkcji, ideologia politycznej poprawności twierdzi, że historia jest zdeterminowana przez siłę, a więc która z grup, definiowanych według kryteriów rasy, płci itd. posiada władzę nad pozostałymi grupami. Według obu ideologii, pewne grupy ludzi są dobre, inne złe. Obie stosują dla swoich celów wywłaszczenie. W odniesieniu do politycznej poprawności przykład stanowi biały student, osiągający lepsze wyniki w nauce, który traci miejsce na uczelni na rzecz gorzej przygotowanego przedstawiciela mniejszości murzyńskiej lub hiszpańskiej. Podobne zjawiska występują również w dziedzinie gospodarki, gdzie z podobnych powodów biały przedsiębiorca może stracić prawo do kontraktu. Obie ideologie dysponują taką metodą analizy, która zawsze przynosi pożądaną odpowiedź. Dla marksistów to marksistowska ekonomia, dla politycznie poprawnych - dekonstrukcjonizm.
Zdaniem Linda, liczne podobieństwa pomiędzy ideologiami nie są przypadkowe. Polityczna poprawność ma długą historię, której źródeł należy szukać w porażce, jaką poniósł marksizm w przeddzień, w trakcie i tuż po zakończeniu I wojny światowej. Idea międzynarodowego ruchu robotniczego nie zadziałała. W chwili wybuchu wojny niemal wszystkie partie robotnicze zerwały z internacjonałem i opowiedziały się po stronie własnych rządów. Taka sytuacja trwała przez całą wojnę. Nie powiodła się także próba rozprzestrzenienia bolszewickiej rewolucji na pozostałe kraje Europy. Wówczas pojawiły się nowe koncepcje, które w istotny sposób rewidowały marksizm. We Włoszech pojawił się Gramsci, na Węgrzech Lukacs. Obaj twierdzili właściwie to samo, że robotnicy nie zrozumieją własnego interesu klasowego, dopóki nie uwolnią się spod wpływu zachodniej kultury, szczególnie chrześcijaństwa. W odróżnieniu od Gramsciego, Lukacs miał okazję zastosowania swojej teorii w praktyce. Jego pierwszym posunięciem w bolszewickim rządzie Beli Kuna było wprowadzenie edukacji seksualnej do węgierskich szkół.
Narodziny ideologii, jaką znamy obecnie, miały miejsce w 1923 w Niemczech, gdy syn bogatego przedsiębiorcy, Feliks Weil, założył przy frankfurckim uniwersytecie marksistowski Instytut Badań Społecznych. Po roku 1930, kiedy dyrektorem Instytutu został Max Horkheimer, główne prace skupiły się na kulturowej nadbudowie. Sam Horkheimer interesował się teoriami Freuda, które starał się skorelować z klasycznym marksizmem. Powstała w ten sposób tzw. Krytyczna Teoria. 
Innymi członkami Instytutu byli: Teodor Adorno, Erich Frommme i Herbert Marcuse. Dwaj ostatni wprowadzili do teorii zasadniczy element, istotny dla politycznej poprawności, element seksualny. Marcuse wzywał do stworzenia społeczeństwa "wielopostaciowej perwersji". Już wówczas wskazywał na potrzebę wolności seksualnej.196 
Wraz z dojściem do władzy Hitlera działalność Instytutu została przeniesiona do Stanów Zjednoczonych. Instytut zajął się badaniem społeczeństwa amerykańskiego, a osiągnięcia Instytut zostały przeniesione na grunt amerykański. Podczas rebelii studenckich w połowie lat 60-tych Herbert Marcuse osiągnął niebywałą popularność, a jego słynna książka "Eros i cywilizacja" stała się niemal biblią dla ruchów młodzieżowych. Biorąc pod uwagę charakter jego przesłania nie mogło być inaczej, a hasła, które głosił, trafiały na sztandary: "Zajmij się sobą", "nie musisz pracować", 
i najważniejsze "uprawiaj miłość, nie walcz" (Make love, not war). 
Narkotyki, komuny, wolna miłość i rock"n"roll, a na plakatach w dostojnym towarzystwie Marksa, Mao, Che Geavary Herbert Marcuse. Walka o kulturalną hegemonię przyniosła zatrważające owoce: zdradę Wietnamu i lokalny triumf komunizmu. Ale nie był to jeszcze koniec, raczej początek. Minęło 25 lat i pokolenie ówczesnych kontestatorów przejęło władzę.
Niewątpliwie całkiem przypadkowo w chwili upadku Związku Sowieckiego i jelcynowskiego "zerwania z przeszłością" na jeden z najważniejszych urzędów politycznych świata wybrany zostaje człowiek, potwierdzający pokoleniową zmianę warty. Bill Clinton nie jest najlepszym przykładem zbuntowanego Amerykanina końca lat 60-tych (palił jedynie "trawkę" i nawet się nie zaciągał), za to wyśmienicie spełnia ustalone normy polityczne. Gdy inni młodzieńcy płynęli przez Pacyfik po to, żeby zabijać "niewinnych" Wietnamczyków (teza raz na zawsze ustalona przez amerykańskie media i przemysł filmowy), Clinton, jako zaangażowany politycznie student 197, zmierza do Moskwy i Pragi, aby tam, w centrali światowego komunizmu, kontestować niesprawiedliwą wojnę w Indochinach. W trakcie kampanii prezydenckiej z 1991 roku jego młodzieńcza aktywność polityczna oraz bliżej nieokreślone (choć pewne) związki z Komunistyczną Partią Włoch nieco zaniepokoiły amerykańską opinię. Odsiecz nadeszła z najmniej oczekiwanego źródła. 
Publicysta moskiewskiego International Affairs, oficjalnego periodyku rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych pisał: "... Bill Clinton odwiedził Moskwę z delegacją młodych Amerykanów. W Wietnamie szalała wojna... Było niezmiernie ważne, aby się spotkać, przedyskutować najbardziej palące kwestie i szukać rozwiązań. Przyszły amerykański prezydent nie mógł stać z boku i przyglądać się bezczynnie, więc ryzykując swoją reputację, pojechał do Moskwy z grupą rodaków. Sprawa tego wyjazdu była poruszana w trakcie kampanii wyborczej. Powstał hałas wokół jego możliwej "rekrutacji" przez KGB. Był otwarcie oskarżany o antypatriotyzm, że zdradził kraj w trakcie najbardziej groźnego kryzysu... Wsz

Opinie

Napisz opinię

Dariusz Rohnka, Fatalna Fikcja

Dariusz Rohnka, Fatalna Fikcja